marca 27, 2024

Od Yassina do Jakody

Stał pod zadaszeniem, trochę na uboczu. Ściana wody spływała mu przed nosem, deszcz zacinał w twarz, słony wiatr chciał zerwać kapelusz z głowy, szarpał poły płaszcza jak bezzębny pies. Yassin nieruchomo patrzył, jak załoga przemytniczego transporterowca uwija się przy rozładowywaniu okrętu. Dźwigi przenosiły kontenery, układały je w stosy, ciężarówki i wózki kursowały od „Numizmatyki” do magazynu i z powrotem, marynarze taszczyli pudła i skrzynie, niektóre nosili pojedynczo, inne we dwóch, najcięższe we czterech. Rozładunek trwał trzeci dzień, robota szła wolno, pogoda nie dopisywała, ludzie się obijali, trzeba było stać nad nimi i nadzorować. Yassin tracił cierpliwość, siedział w porcie jak za karę, zaczynał mieć wszystko w chuju. 

marca 21, 2024

Od Verosity CD Sabara

Był to jeden ze spokojniejszych, ale i chłodniejszych dni. Przekraczając drzwi galerii zleciłam jednemu z pracowników o zrobienie mi kawy i przyniesienie do biura, chociaż niewiele później zdecydowałam się jednak na zieloną herbatę z bodajże pigwą. Kawa z rana bywa zdradliwa. Przemierzając nieco chłodne korytarze marzyłam o tym, aby znaleźć się już w swoim ciepłym gabinecie. Zdecydowanie lepiej odnajdywałam się w innych klimatach. Gdy tylko przeszłam przez próg, niemalże się rozpłynęłam. Płaszcz odwiesiłam na wieszak i zasiadłam w fotelu, uruchamiając komputer. Czekało na mnie mnóstwo pracy, począwszy od sprawdzenia, czy wszystkie rachunki są opłacone, przez ustalenie grafików zajęć tanecznych lub muzycznych, po dopilnowanie wypłat dla pracowników. Większością rzeczy zajmowałam się sama, a w części z nich odciążała mnie Marcy. Świetnie radziłam sobie ze wszystkim sama, nie potrzebowałam kolejnej osoby na pokładzie mojej galerii, obecny skład w zupełności mi wystarczał. 

marca 20, 2024

Od Sabara do Verosity

Ale gówno, mruknął Sabar, gasząc szluga, po raz kolejny wyrzucając sobie, że nie postawił się Hoganowi, że, milcząc, zgodził się przyjąć zlecenie. Zlecenie, do którego, według własnej opinii, pasował jak pięść do oka. 
Jakoś dziwacznie to wszystko wyszło, Sabar miał poczucie, że został w coś wrobiony, a to wrażenie nie podobało mu się w ogóle. Kłopotów nie zapowiadało nic, Hogan skrzyknął do swojej kabiny część załogi, robił to czasami, żadna rewelacja. To znaczy, no dobrze, pominął tym razem wszystkich okrętowych tłuków, pijaków i degeneratów, ale Sabarowi nie dało to do myślenia, nie był tego dnia w nastroju na dywagacje. Od rana chodził zły jak osa, miał kaca, nie wyspał się, bolały go plecy, Rokaya zrzygała się na dywan, a szczury nocą wygryzły mu w gaciach dziurę. Słowem: chuj go obchodziło, co Hogan ma do powiedzenia, nic go to całe Poważne Zebranie nie interesowało.

Ballada z ulicy

marca 18, 2024

Od William'a CD Chelsei

   Gdy cała grupa wróciła do domu, zastali widok, którego zdecydowanie się nie spodziewali. Cały przedpokój oraz salon wyglądał, jakby przeszło tamtędy tornado, a co gorsze, nie było widać zwierząt. Na kanapie leżała związana, nieprzytomną Eve, która była przykryta kocem, natomiast na fotelu obok siedział sam Caleb Burt.
— Miło, że zostawiliście dla mnie swoją blondwłosą koleżankę. — odparł mężczyzna, który zaraz spokojnie podniósł się z fotela i znacznie się uśmiechnął, co od razu podniosło ciśnienie całej czwórce.
— Tato, miałeś przywieźć mi Koko! — odezwała się nagle dziewczynka, który wyszła przed szereg.

marca 12, 2024

Od Yassina do Mylesa

Bawił się kiepsko, towarzystwo go nudziło, nie chciało mu się dalej tańczyć, zamówił więc drinka, potem jeszcze dwa. Odpalił kolejnego papierosa, przebiegł wzrokiem po parkiecie, bo zgubił gdzieś kolczyk, westchnął, gdy znów go nie wypatrzył. Sądząc po tym, w jakiej dzielnicy balował tej nocy, ktoś musiał mu go buchnąć, wątpił, by zapięcie samo puściło.

Cmoknął na Kochanie, poklepał się po udzie. Gepard ani drgnął, nie odpowiedział w żaden sposób, patrzył na Yassina nieruchomo, wzrokiem w połowie obojętnym, w połowie hardym, w całości zniesmaczonym, prawie pogardliwym. Siedział w pewnym oddaleniu, jakby nie chciał, żeby ktokolwiek mógł pomyśleć, że przyszli tu razem. Yassin nie był specjalnie zdumiony, że kot się do niego nie przyznaje po tym, jak się dzisiaj prowadził; był zdumiony, że jeszcze się nie przyzwyczaił. 

marca 08, 2024

Od Kaia CD Harveya

     Każdy dzień jest podobny do poprzedniego i kolejnego. Wydawać się może, że każdy wpada w swoją rutynę, ciężko ją czasami przerwać. A nim można się zorientować, cały ten proces trwa już jakiś czas. W sidła tej nieszczęsnej rutyny wpadł różowowłosy dialid. Od jakiegoś czasu Kai robił wiecznie to samo, czyli przyjmował zlecenia od swojego ojca, nie mając za bardzo większego wyboru niż wyrażenie zgody. Jego nieszczęsnym partnerem był rodzony brat, a jak wszyscy wiedzą, rodzeństwo lubi sobie wzajemnie rzucać kłody pod nogi, szczególnie kiedy mowa o przejęciu posady ojca. Choć sam założyciel mafii Angels nie ma zamiaru tak szybko udać się do grobu, więc są nikłe szanse, aby któryś z jego synów przejął całe przedsięwzięcie, to jednak i tak próbują zabłysnąć w jego oczach. Próbują to zbyt ogólne określenie, ponieważ to Luther jest głównym zainteresowanym. Kai dość sceptycznie do tego podchodzi. Coraz bardziej nie podoba mu się to, że ciągle musi mieć za swojego towarzysza własnego brata. Ostatnio spędza więcej czasu z nim niż we własnym domu. Jest to dość uciążliwe, ale cóż można począć? Zleceń przybywa, opłat ubywa, a głów do ścięcia coraz więcej. Nie każdy ma czas na załatwianie tej brudnej roboty, ale zamiast się rozdzielić, to ojciec przydzielił ich do jednego zespołu. Współpraca jest ważna, to nie tak, że Kai to kwestionuje, nie o to tutaj chodzi. Bardziej przeszkadza mu to, że nie może wybrać sobie kogoś innego, z kim lepiej by się dogadał.