maja 10, 2024

Od Ardala do Fiedericka

Ostatnia noc w Wanii, pomyślał, siedząc na najwyższej gałęzi najwyższego drzewa, pod czernią nieba, oko w oko z księżycem. I ostatnie zlecenie w tym miesiącu.

Wzbił się w niebo, wachlując skrzydłami w mroźnym powietrzu. Przeciął pola, minął wieś, wpadł w mroki lasu, starego i zwilgotniałego po wieczornej ulewie. Obniżył lot, slalomem minął upstrzone porostami pnie. Gdy zrobiło się luźniej, poszybował pod baldachimem skręconych gałęzi, drgających na wietrze młodych liści i pnączy wiciokrzewu.

Slumdog

maja 08, 2024

Od Kaia CD Harveya

     Poruszanie tematu rodziny było dla Kaia bardzo niekomfortowe. Chociażby ze względu na to, że był związany z Thaolą. Jego brat czy ojciec niezbyt go martwili. Oni zdecydowanie lepiej sobie poradzą w chwili zagrożenia. Natomiast niebieskowłosa... z nią może być znacznie ciężej. Kobieta nie lubi się bić, a mowa o samoobronie kończy się jej narzekaniem i chowaniem po kątach. Cała Thaola. Zmusić jej się nie da, więc odpuszcza temat. Ma jakąś ochronę, ale czy da to gwarancję? Sam nie wiedział. Harvey był dość nieprzewidywalny, wiele skrywał. Jego intencje są zagmatwane, więc ciężko go odczytać. Jednak w kwestii tamtej kobiety nie kłamał, tak samo jeśli chodzi o jej ciąże. Może sam za wiele nie wiedział w tym temacie, ale takie podstawy raczej każdy dialid znał. Spoglądał na czarnowłosego z niedowierzaniem i zniesmaczeniem. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Potraktowany przedmiotowo, coś normalnego w tej branży, ale wciąż pozostawiało ten sam gorzki smak na ustach. Ile razy był postawiony w takich sytuacjach? Zdecydowanie za dużo. Powinien się do tego przyzwyczaić, ale bardzo ciężko mu to idzie. Nie lubi być postawiony przed faktem dokonanym. Jednak teraz już nie było odwrotu, dlatego posłuchał się Harveya, nie ukrywając swojego niezadowolenia. 

Od Harveya CD Kaia

Różowo włosy mężczyzna przez dłuższą chwilę wydawał mi się jakby postradał zmysły. Miałem rozumieć że mafia, handel ludźmi, zabójstwa na zlecenie i takie tam chce zrobić coś co będzie...dobre? Byłem sceptycznie nastawiony to tego wszystkiego, tym bardziej widząc zachowanie obu mężczyzn wobec innych. Przez te dwa dni miałem dużo do przemyślenia, dużo mętliku i zmiany planów. W końcu jeśli mówią prawdę to będzie jak zakończenie banalnej opowieści dla dzieci. Wszyscy dostają co chcą i rozchodzą się w zgodzie. Ale czy to prawda? Miałem do czynienia z tyloma zakłamanymi ludźmi że kolejni nie robili mi już różnicy. Dalej jednak trapiła mnie jedna myśl, a tym bardziej decyzja. Co będzie najlepsze dla dziecka? Czułem się nieco głupio przejmując się jego losem, ale niesprawiedliwie byłoby zostawienie go w rękach osoby która bezmyślnie by go naraziła. Co jak co, ale samemu powinno się wybrać kimś być. Nawet jeśli to jest bycie mordercą. Poniekąd sam nim jestem, a jednocześnie zajmuję się ochroną. Zabijam jednych by ochronić drugich, co jest kompletną paranoją. Tak więc, czy przejmowałem się nim? Nie. Czy uważam że zasługuje na szansę normalnego życia? Proste że tak. Jednak w negocjacjach nie można pokazać cienia emocji, to coś jak gra w pokera. Liczą się nie zawsze karty a psychika. Gra na emocjach.

Od Kaia CD Harveya

     Używanie kłamstw, aby wydobyć z kogoś informacje, było dla dialida czymś obrzydliwym. Nie lubił się posuwać do okłamywania drugiej osoby, żeby mieć z tego jakąś korzyść. Kawałki skóry Liama trafiły już do kilku zwierząt, to była prawda. Teraz Luther został sam z zakładnikiem, więc Kai nie miał gwarancji, że jak wróci, to nic mężczyźnie nie będzie. Brat różowowłosego jest znacznie bardziej walnięty, karmi się strachem innych, napędza go to do dalszego działania. Miał nadzieję, że nie zmieli Liama do słoika. I dosłownie, i w przenośni. Jednak słowa Harveya ruszyły skamieniałym sercem. Fakt, Thaola mogłaby już dawno od niego uciec. Nie powinien brać tego do siebie. Ona o wszystkim wiedziała, a jednak... potrząsnął głową, spoglądając w kierunku mężczyzny. Zdecydowanie był cięższy niż przypuszczał. Jego reakcje były znikome, kamienna twarz, chłód i ogromna niechęć, to najbardziej od niego biło. Irytujące, bo nie dało się odczytać go w żaden sposób. Tak, frustrowało to młodego dialida.

Od Harveya CD Kaia

 Mój wzrok zderzył się z paniką w oczach Liama. Zdołał wydusić z siebie jedynie kilka słów, których się podświadomie spodziewałem. Mentalnie byłem przygotowany, że jak zwykle coś pójdzie nie tak i będę musiał ratować sytuację. Zdarzają się takie momenty, kiedy ktoś jest niemal zaskoczony moimi decyzjami, a jeszcze  częściej kiedy się z nimi nie zgadza bo są "niemoralne". Są to zazwyczaj ludzie, którzy nie potrafią takich decyzji podjąć i pozostaje to na mojej głowie. Dlatego nie byłem zaskoczony zaskoczeniem naszych przeciwników kiedy bez mrugnięcia wymieniłem Dorothy w zamian za blondyna i pieniądze. To ona była moim priorytetem a swoją robotę wykonam za każdą cenę. Z tą myślą bardzo łatwo było mi zrobić to co musiałem. Kobieta schowała twarz w moim torsie, który wrócił do normalności. Co jak co, ale ciągłe posiadanie zbroi której nie można się pozbyć na zawołanie jest uciążliwe. Tym razem jednak mój stoicki spokój doprowadził do chociaż jednej dobrej rzeczy. Kiedy w końcu doszliśmy do czarnego Vana, jedyne co było widać to kilka trupów. Z rozmowy wynikało, że jeden z ochroniarzy był wtyka, czego znów się spodziewałem. Czekałem aż kiedyś ktoś w końcu posłucha jak mówię że coś jest nie tak. 

Od Kaia CD Harveya

     Luther był osobą nieprzewidywalną, wyznającą własne zasady. Ciężko było go przekonać do zmiany zdania. Czasami zdarzało się, że działał na własną rękę, kiedy tak naprawdę nie powinien tego robić. Jednak w tym przypadku, to było najlepsze rozwiązanie. Mężczyzna idealnie działał, gdy nie miał większego planu działania. Pomijając fakt, że zwykle nie trzymał się tego, co ktoś mu zalecił. Woli robić po swojemu, a Kaiowi to przeszkadzało. Tym razem było inaczej. Ustalił z nim tylko jedno, czyli hasło odwoławcze, gdy zakończą swoje zlecenie. Właściwie, to wymyślili dźwięk w postaci długiego gwizdania. To oznaczało, że się wycofują i jest po wszystkim. Przetłumaczenie tego czarnowłosemu, aby faktycznie się posłuchał, no zajęło to młodszemu całą drogę na miejsce spotkania. Czy było to męczące? Owszem, gdyż ciągle słyszał, że on da radę pokonać tamtego typa, że nie ma mowy o porażce, że... dużo rzeczy wymieniać. Zmienił zdanie, jak Kai zaproponował, że kupi mu nową konsolę. Co prawda Luther sam mógłby to zrobić, ale zwykle miał wymówkę, aby tego nie robić. Zadziałało? Zadziałało. 

Od Harveya CD Kaia

 Po krótkiej wymianie zdań dało się ustalić że ochrona działa również pod zleceniem mojego pracodawcy, co nieco mnie zdziwiło. Nie przypominałem sobie żebym widział kogokolwiek stąd, choć oni zdawali się znać mnie. 
Odsunąłem się od rozmówcy, po czym złapałem za ramię Liama chcąc odciągnąć go na bok.
- Tak między nami, nie wiem czy im ufać więc nie mów za dużo szczegółów jeśli chodzi o akcję.- Powiedziałem jak najciszej się dało, na co chłopak przytaknął bez zbędnych pytań. Na ogół moi współpracownicy nie zmieniali się za często. Większość z nich jest w tym fachu po kilka, lub kilkanaście lat, więc łatwiej jest nam zaufać sobie nawzajem. Jak przychodzi ktoś nowy, musi pokazać że na to zaufanie zasługuje. Chyba wszyscy mają niesmak po tym, jak kilka razy odkryliśmy że koledzy z którymi spędzaliśmy godziny na rozmowach i śmiesznych historiach w porach na lunch okazywali się być szpiegami planującymi sabotaż na naszych klientach. Wbrew pozorom, oprócz zwykłych prac jak ochrona imprez, mamy dużo zleceń na osoby bogate lub po prostu ważne dla społeczeństwa. Dlatego widok tylu nowych twarzy o których nie miałem pojęcia zasiał we mnie ziarno niepewności. Normalnie dostałbym informację o każdej zmianie i tak dalej, jednak nie tym razem. 

maja 07, 2024

Od Kaia CD Yassina

     Czasami życie bywa bardzo niesprawiedliwe. Odbiera życie tym, którym nie powinno. Kradnie cierpliwość tych, którzy uważają się za bogów zesłanych na Ianiferię, trzymających pieczę nad losem obywateli nacji. Wydawać się może, że Lucius traktuje każdego, jak najzwyklejszego robaka, taki wypełzający z ziemi, gdy nie jest przez nikogo potrzebny. Tak traktował wszystkich nieznajomych. No a teraz jeszcze mafię portową. To nie tak, że uważał ich kiedykolwiek za równych sobie. Może i lubił Hogana, gdyż niejednokrotnie przegrywał z nim w pokera,  więc wiele zdobyczy wisi na ścianie w biurze dialida. Raz zdarzyło się, że głowa Scars przegrała własne oko, ale Lucius nie byłby sobą, gdyby coś takiego przyjął ot tak. Nawet jeśli był to zakład. Darował mu to, lecz niech nikt nie myśli, że mężczyzna zrobił to bezinteresownie. Ba, to byłoby za piękne. Zamiast jego gałki ocznej, zapragnął głowy jednego z jego ludzi. Było to dla niego bardziej opłacalne niż jakieś tam oko. Czy poszedł na to? Oczywiście, że protestował, ale miał na to czas. Ów dług do dzisiaj nie został spłacony, a minęło dobre parę miesięcy. Lucius miał dużo cierpliwości do swojego kompana, więc nie naciskał, zawsze mógł to wykorzystać na swoją korzyść lub własnych dzieci.

maja 06, 2024

Od Chelsei CD William'a

     Wujek rodzeństwa Vilanova był człowiekiem zagadką. Nikt nie wiedział, kim tak naprawdę był. Chelsea niewiele pamiętała, szczególnie że mężczyzna rzadko pojawiał się na rodzinnych spotkaniach. Choć drzwi zawsze były dla niego otwarte — bardzo rzadko korzystał z zaproszenia. Niektórzy w rodzinie określali go mianem samotnika. Jednak jak już zostało zaznaczone, Chelsea i Dylan niewiele pamiętali z tamtych lat. Szczególnie że trauma odcisnęła piętno na ich wspomnieniach, których próbowali się pozbyć. Dlatego też ani jedno, ani drugie, nie wiedziało dokładnie, kogo szukają. Czy był nenginem? A może stał się androidem? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. 

Od Hamzy CD Iliyana

Hamza wiedział, że Riza nie obrazi się gdy dowie się komu Hamza pożyczył jego ubrania. Bez pytania. Jakaś część samego mężczyzny czuła się niekomfortowo na myśl o tym, że rozporządza własnością swoich kompanów bez konsultacji z nimi, traktując ich bardziej jak podwładnych niż towarzyszy. Przyjaciół. Choć relacje w ich niedużej grupie bywały burzliwe, na dłuższą metę dogadywali się na tyle dobrze by unikać konfliktów, operując na prostym założeniu że wszyscy są równi i nawet Hamza, jako niepisany lider, nie doprasza się o więcej, o lepiej, o podział na ważnych i ważniejszych. Uparty głosik z tyłu jego głowy szeptał mu na ucho, gdy prowadził Iliyana schodami na piętro domu w którym wszyscy mieszkali, że powinien był spytać. Powinien był upewnić się, że Rizie na pewno nie będzie przeszkadzać otwarcie garderoby przed nie tylko kompletnie obcą osobą, ale i członkiem rodziny z którą wszyscy jak jeden mąż mieli, mówiąc delikatnie, na pieńku. Rizie, ze wszystkich osób, temu z nich, który w życiu miał najmniej dla siebie, a i tak zawsze jako pierwszy wyciągał ku wszystkim pomocną dłoń, idąc przez życie z tą swoją niedorzecznie altruistyczną duszą na ramieniu.Zacisnął szczękę, tłumiąc w sobie zarówno rodzące się powoli wyrzuty sumienia, jak i chęć rzucenia okiem przez ramię na młodzieńca idącego krok w krok za nim, gdy korytarzem zmierzali ku sypialni Allermana. Riza zrozumie. Hamza wyśle mu wiadomość i Riza zrozumie. Riza zawsze rozumiał.

maja 05, 2024

Od Kane CD Dietricha

 - Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. - rzekłam, po czym przejechałam palcami po jego udzie.
On jednak nie odpowiedział, rozmowa w tym momencie nie była potrzebna. W pewnym momencie zaczęłam się nudzić, więc wstałam, podtrzymując się o jego ciało. Uniosłam jego podbródek, tylko po to, by się uśmiechnąć i zniknąć na jego oczach w cieniu.
- Jeszcze zatęsknisz. - takie słowa pozostawiłam po sobie.

maja 04, 2024

Od Friedericka CD Morgany

Niestety ku mojemu niezadowoleniu kobieta po wszystkim nadal nie zapięła pasów. Nie nalegałem, choć jechałem niezbyt szczęśliwy. Ale trzeba było zrobić co do mnie należało, Odbębnić robotę, zgarnąć kasę za moją działkę od poplecznika i zawinąć się do domu, a raczej dalej w świat. Wymiana po dotarciu na miejsce poszła dosyć szybko, aż nazbyt sprawnie. Jedyne co mnie irytowało to pukawka wycelowana prosto we mnie przez cały czas, mimo że ja swoją broń schowałem.

Od Yassina CD Kaia

Fulwia półleżała na szezlongu w pozycji, która, bardziej niż damie, pasowała znudzonej bogini. Hazan bawiła się pierścionkami. Yasmina dłubała w nosie. Juan opierał się plecami o ścianę w taki sposób, jakby chciał się z nią zlać. Yassin chodził po pokoju wte i wewte. Minę miał grobową, ręce splecione za plecami, kapelusz z szerokim rondem kładł na jego oczy cień. Wyglądał jak generał na musztrze. 

— Po was trzech mogłem spodziewać się wszystkiego. — Nie zaszczycił spojrzeniem żadnej z kobiet. Zatrzymał się przed Juanem. Mężczyźni zmierzyli się wzrokiem. Yassin był w pozycji siły, górował nad okrętowym kucharzem wzrostem, paskudnym charakterem i miejscem w mafijnej hierarchii. — Ale ty?

— Masz prawo do niezadowolenia — powiedział Juan spokojnie, prawie łagodnie, pół tonu ciszej niż Yassin, jakby bardzo nie chciał, żeby kłótnia eskalowała. Mimo to nie wyglądał, jakby się korzył. Nie zgarbił się, nie opuścił powiek, ba, lekko zadarł brodę. — I zasługujesz na wyjaśnienia. Które, oczywiście, zaraz ode mnie otrzymasz.

kwietnia 29, 2024

Od Ashera CD Morgany

     Asher uważnie obserwował Avę oraz Morganę. Doskonale dało się wyczuć między nimi pewnego rodzaju napięcie. Nie wiedział tylko dlaczego. Teoretycznie nie był to jego interes, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że później może być tylko gorzej. Jego towarzyszka była bardzo problematyczna. We wszystkich doszukiwała się czegoś, aby móc się przyczepić. Bywało to uciążliwe, ale przynajmniej jego się słuchała i odpuszczała. Nie mógł siedzieć ciągle przy kobietach i ich pilnować. Dlatego miał nadzieję, że obie nie zagryzą się podczas jego nieobecności tuż obok. Kiedy już wrócił do stolika razem z resztą zespołu, Morgana wręcz uciekła. Wydawała się zdenerwowana, zakonnica wcale lepsza nie była. Mężczyzna ciężko westchnął, kręcąc w niedowierzaniu głową, po czym spojrzał na Billy'ego. 

Od Kaia CD Yassina

    Dzisiejszy dzień był dla młodego dialida czymś nowym i nieznanym. Jego partnerka postanowiła zrobić mu małą niespodziankę i zabrać go nad jedno z pobliskich jezior. Nie miał nawet możliwości odmówić, ponieważ Thaola uparła się i nie miała zamiaru tak łatwo odpuszczać. Bywała bardzo uparta, a wymówka w kwestii pracy wcale nie działała. Dlatego zgodził się, choć nie był w najlepszym nastroju, ale co mógł poradzić, gdy kobieta siłą ciągnęła go do auta? Ciężko westchnął, zajmując miejsce na tylnych siedzeniach taksówki, po którą sam musiał zadzwonić. Chociaż taksówka, to chyba złe określenie. Rodzice Thaoli byli bardzo nadopiekuńczy, więc miała ona własnego kierowcę, szofera. Zwał jak zwał. Najważniejsze, że był transport, za darmo i bez większego przemęczania się. Choć Kai mógłby w każdej chwili znaleźć się nad jeziorem, gdyż niejednokrotnie tam przebywał. Jednak nie chciał psuć całego planu swojej kobiety. 

kwietnia 28, 2024

Od William'a CD Chelsei

    Poranek okazał się cięższy, niż mogło się to wydawać, choć dla Williama nadal jest to ten sam dzień, gdyż nie udało mu się zasnąć nawet na chwilę. Stał na balkonie i witał wschodzące słońce, dopalając drugiego już papierosa, choć wcześniej obiecał sobie, że rzuci to w cholerę. Jak widać, nie wyszło. Obok jego nogi leżał Ozzy, który nie czuł zagrożenia i cieszył się każdym promykiem słońca, które powoli zaczęło przebijać się przez osłonę balkonu. Może trzeba brać przykład z psa i cieszyć się małymi rzeczami? Być może, ale na pewno nie teraz, gdy życie rodzeństwa jest zagrożone.

kwietnia 25, 2024

Od Yassina do Kaia

Siedział na powietrzu, pił drinka, słuchał suity wiolonczelowej w wykonaniu ulicznego muzyka. Kto wie, może ludzie mają rację, pomyślał. Może i przedmieścia Edrany mają w sobie pewien urok, może tutejsze restauracje i kamieniczki faktycznie cieszą oko, może i na tle wieczornej łuny rzeczywiście dzielnica handlowa jest ładna jak... zawahał się, szukając odpowiedniego określenia. Może nawet jak słońce, dokończył, choć niechętnie i po krótkim namyśle, z uśmiechem podszytym łagodną kpiną. Bo było to porównanie, którego uwielbiała nadużywać Sabamira, portowa sroka ze Scars. Zawsze rozpływała się nad skarbami w ochach i achach, dla niej wszystkie cacka, klejnociki i błyskotki były niemniej wspaniałe, co złota tarcza na nieboskłonie. Yassin uważał kiedyś jej egzaltację za przesadną, afekt do kradzionej biżuterii za niezdrowy, a samo określenie za nietrafione, dziwne i pretensjonalnie poetyckie. Potem trochę mu przeszło. Nadal lubił podrwiwać z łyżek i obrączek pięknych jak słońce, ale osłuchał się z tym określeniem na tyle, że przestał zwracać na nie uwagę, ostatnio, o zgrozo, sam nieświadomie zaczął je stosować.

kwietnia 24, 2024

Od Morgany CD Friedericka

 Klubowa muzyka i krzyki nawet o tak wczesnej godzinie były dobrze słyszalne. Szczególnie dla Morgany, która sączyła mojito ze słomki. Barman często dawał jej nowe informacje, które były w większości przypadków przydatne. Rozglądała się dookoła w poszukiwaniu kogoś z większych mafii, jednak na szczęście żaden z nich nie zapuszczał się do tego typu klubów. Nie dość, że mieścił się na samych obrzeżach, to jeszcze w ciemnej uliczce, pełnej ćpunów i kurtyzan. Oni woleli spędzać czas w bardziej wykwintnych barach, z pięknymi paniami na rurach. Czarnowłosa myślała, aby kiedyś zapędzić się w takie miejsce, jednak nadal brakowało jej odwagi. Poza tym nie miała pojęcia w jakiej postaci się tam pojawić. Była opcja dołączyć do gości, którzy zachowywali się obrzydliwie wobec kobiet lub być kobietą, wobec której ci sami goście będą się obrzydliwie zachowywali. Teraz jednak z myśli wyrwał ją nagły pstryk w nos od barmana, który nalał jej kolejnego drinka. 

Od Morgany CD Ashera

 Kobieta cały występ przekręcała głowę na boki. Do jej dwóch szarych komórek nie docierał fakt, że ksiądz może grać również w zespole. Ich muzyka w dobry sposób docierała do jej uszu, przez co cały koncert finalnie jej się podobał. Obserwowała jedną kobietę, która ewidentnie nie darzyła jej sympatią. Przedstawicielka płci pięknej niebezpiecznie zbliżała się do stolika, przy którym siedziała Morgana. Czarnowłosa wyprostowała się i lekko uśmiechnęła, w geście złagodzenia atmosfery. Ava wręcz opadła na siedzenie na przeciwko niej i położyła łokcie na stoliku. 

Od Dietricha CD Kane

 Jej obecność szybko zaczęła mi się dawać we znaki. Plan na dzień miałem przygotowany i niezbyt widziało mi się spędzić go akurat z nią. Przeglądała sobie dokumenty, rozłożyła się jakby była u siebie i jeszcze miała czelność położyć nogi na stół. Czułem jak żyły na czole zaczynają mi mocno pulsować, co chwilę masowałem palcami skronie, aby choć na chwilę uśmierzyć ból. Zadzwonił dzwonek do drzwi, więc podbiegłem, aby odebrać jedzenie. Kobieta próbowała wyrwać mi je, jak jakieś wygłodniałe zwierzę, więc jedynie podniosłem ręce do góry, a ta już przegrała walkę o ,,najwyższą osobę w pomieszczeniu''. Rozłożyłem jedzenie na stole i zjadłem jedynie parę kawałków, bowiem żołądek przekręcił mi się do góry nogami po wczorajszych przygodach. 

Od Dietricha CD Ivy

 Czasem wolne dni były gorsze niż te pracujące. Zdecydowanie bardziej wolałem dzienne zmiany w poniedziałki, bowiem zawsze w niedziele przychodziły mi do głowy jakieś głupie pomysły. Tym razem leżałem wpatrzony w okno, za którym słońce już zaczynało zachodzić. Głowa obrzydliwie bolała, a mięśnie na nogach agresywnie się spinały. Zacząłem szukać telefonu, ale pod dłonią zawidniała jedynie górna część kobiecej garderoby. Wyszczerzyłem ślepia i wstałem na nogi jak porażony prądem. Rzuciłem biustonosz gdzieś na drugi koniec pomieszczenia. Zauważyłem na brzegu łóżka długie, czarne włosy i, na szczęście, ładną twarz. Moja, jak mniemam, nocna towarzyszka nie wyglądała źle, ale sam fakt jej obecności obok mnie trochę zemdliła. A najciekawszą rzeczą było to, że byłem w pełni ubrany. Rozejrzałem się po mieszkaniu - kurwa - nie było moje. Rzuciłem się na leżącą obok łózka kołdrę i w pośpiechu zacząłem szukać telefonu. Wreszcie małe urządzenie wpadło w moje ręce, a ja jedynie zacisnąłem szczękę. 

Od Friedericka do Morgany

Szwędając się po różnych miejscach co jakiś czas zdarzyło mi się odwiedzić jakiś bar, spelunę. To tam zazwyczaj zbierały się najgorsze odpady społeczeństwa. Osobiście gardziłem takimi miejscami, ale co by nie mówić, były bardzo dobrym źródłem informacji. Choć przyznam szczerze, wszystko trzeba było brać jak przez sito. Niektórzy lubili sporo sobie dopowiadać, koloryzować aby tylko podbić swój wizerunek w oczach innych pijaków i zachlajmord. Tym razem jednak sprowadzały mnie tam interesy. Byłem umówiony w jednym z lokali w Veelven we Fradunie. Skontaktował się ze mną jeden z popleczników Leory Nox z Angels. Jestem pewien, że chodziło znowu o jakiś transport. Tym razem chodziło o jakiś spory przerzut broni, a przynajmniej tak słyszałem. Czekałem z tyłu lokalu, popalając kolejnego papierosa. Spotkał się ze mną jakiś Dialid i przekazał pokrótce najważniejsze informacje - co, gdzie i do kogo. Ładunek miał trafić gdzieś do Vedovanii, a ze względu na to, jak był cenny, trzeba było zrobić to samemu i w małych, rozbitych oddziałach aby nie przyciągać uwagi okolicznych władz. Cała grupa składała się w większości z dobierańców, nie było nikogo bezpośrednio z mafii. Naprawdę do serca brali sobie ochronę interesów. Wszyscy mieli dobranych partnerów aby zapewnić jak największe bezpieczeństwo przewożonych ładunków. Jedyny warunek na jaki się nie zgodziłem to przewożenie towaru moim autem. Nie przewidywałem problemów, ale nie chciałem w razie ewentualnych problemów być jakkolwiek powiązany z mafią i potem się bujać z problemami. Dostałem wytyczne, kto został mi przydzielony i rozstałem się z informatorem. Spotkanie zakończone, więc udałem się prosto do pierwszego lepszego moteliku, aby odpocząć przed misją następnego dnia. Czekała nas długa droga, raczej po mało uczęszczanych ścieżkach aniżeli głównych drogach, co było zrozumiałe. Jednak jak to na takich zadupiach bywa, ciężko było czasami z zasięgiem, o czym miałem się przekonać na własnej skórze.

kwietnia 21, 2024

Od Chelsei CD William'a

    Dzisiejszy dzień był pełen sprzeczności w uczuciach czarnowłosej kobiety. Czuła się rozdarta, a jednocześnie pusta. Nie potrafiła określić, czego w tym momencie potrzebowała. Ciszy, spokoju i zwierzyńca? A może jednak towarzystwa przyjaciół? Ciężko było jej to określić. Z jednej strony potrzebowała chwili dla siebie, ale wiedziała, że jeśli na to pozwoli, to ponownie zamknie się w sobie. Tego jej nie trzeba, mimo iż doskonale zgrywa twardą i pewną siebie kobietę, to w głębi duszy ukrywa się mała, bezbronna dziewczynka, która nie może pokazać, jak naprawdę się czuje. A jeśli chodzi o drugą stronę, to przebywanie wśród najbliższy pozwoli szybciej jej dojść do siebie, aczkolwiek będzie to kwestia dobrej gry aktorskiej. Każdy miewał chwile słabości, a ona nie lubiła tego pokazywać. Czasami sama gubi się w tym, kim tak naprawdę jest. Życie wiele ją nauczyło, więc uważa na każdy krok, jaki wykonuje. 

Od William'a CD Chelsei

      Powrót do "normalnego życia" okazał się trudniejszy, niż wyobrażał to sobie William, który im dłużej siedział na kanapie w swoim domu, tym bardziej zamykał się w sobie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, przez co przeszedł, czego się dowiedział i czego się dopuścił. Oparł się łokciami o kolana, chowając twarz w szorstkie dłonie, ciężko westchnął, po czym podniósł zmęczone spojrzenie na fotel naprzeciw niego, na którym siedział w pełni zrelaksowany Bahamut.
— Pierwszy raz tak przeżywasz morderstwo. — powiedział spokojnie demon, delikatnie poprawiając kosmyki ciemnych włosów — Coś się stało? — zapytał, lecz bardziej odruchowo niż z zainteresowania stanem Williama.
— Gdy wiele lat żyjesz w świadomości, że Twoja żona umiera przez bombę, a tak naprawdę sam ją zabijasz własnymi rękoma. — po chwili odpowiedział i oparł się o oparcie kanapy, ponownie nawiązując kontakt wzrokowy z demonem — W sumie to Ty to zrobiłeś. — prychnął, unosząc kącik ust.

kwietnia 19, 2024

Od Verosity CD Sabara

Cała kolacja przebiegała naprawdę… interesująco. Tym bardziej intrygował mnie fach, jakim trudnił się Bermejo. Przyznam, złapała mnie wtedy lekka refleksja, czy aby na pewno chcę wchodzić w transakcję z osobami, które z legalnym interesem raczej nie mają zbyt wiele wspólnego i średnio znają to pojęcie, ale może było to tylko moje głupie przekonanie. Nie lubiłam komplikacji w pracy, tracić bez sensu nerwów, ale w tym przypadku może faktycznie miało to sens. Chociażby ze względu na wartość… sentymentalną, o ile można to tak nazwać. Skonsultuję to potem jeszcze z Marcy, znając ją pewnie i ona zacznie mieć wątpliwości, nie lubi się babrać z takimi rzeczami jeszcze bardziej niż ja. No, ale jak to mówią, kto w życiu nie ryzykuje, ten nie pije szampana. A tutaj myślę, że zdecydowanie byłoby co opijać.

kwietnia 09, 2024

Od Sabara CD Verosity

 Starał się nadrabiać miną. Specjalnie siedział z nogą założoną na nogę, podpierał się na podłokietniku, pozorując, że jest zrelaksowany i czuje się zupełnie swobodnie. Plan może by wypalił, ale Sabar grał tak kiepsko, że chyba pies by się nie nabrał.

kwietnia 05, 2024

Od Chelsei CD William'a

     Wszystko, co dotąd spotkało całą czwórkę, odbiło piętno na ich psychice. W większym czy mniejszym stopniu - każdy z nich ucierpiał w jakiś sposób. Było to bardzo trudne dla całego towarzystwa, ponieważ odczuwali potężne zmęczenie w związku z wydarzeniami ostatnich tygodni. Jednak czas nie był łaskawy i wcale nie zatrzymał się w miejscu, wręcz przeciwnie, ciągle uciekał. Dlatego znajomi musieli odłożyć na bok regenerację; musieli doprowadzić mieszkanie ich przyjaciela do porządku. Wymiana drzwi, odmalowanie pokoi, ba, nawet musieli odkupić telewizor i kilka szafek, gdyż uległo to wszystko zniszczeniu. O drzwiach nie wspominając. Cały ten "remont" potrwał dobre dwa tygodnie, ponieważ wielu rzeczy nie mogli dostać od ręki, nawet jeśli byli w stanie zapłacić z góry. Przeciągnęło się to wszystko w czasie. Dziecko Caleba ciągle przebywało z nimi, ponieważ nie chciała iść od razu ze swoją ciocią, która była zdecydowanie bardziej normalna od jej ojca. Jednak nikt nie naciskał, pozwolili dziecku spędzić trochę czasu ze sobą i całym zwierzyńcem. Koko przez ten czas wręcz odżyła, gdy zobaczyła swoją właścicielkę. Chyba tak można ją nazwać, prawda? 

marca 27, 2024

Od Yassina do Jakody

Stał pod zadaszeniem, trochę na uboczu. Ściana wody spływała mu przed nosem, deszcz zacinał w twarz, słony wiatr chciał zerwać kapelusz z głowy, szarpał poły płaszcza jak bezzębny pies. Yassin nieruchomo patrzył, jak załoga przemytniczego transporterowca uwija się przy rozładowywaniu okrętu. Dźwigi przenosiły kontenery, układały je w stosy, ciężarówki i wózki kursowały od „Numizmatyki” do magazynu i z powrotem, marynarze taszczyli pudła i skrzynie, niektóre nosili pojedynczo, inne we dwóch, najcięższe we czterech. Rozładunek trwał trzeci dzień, robota szła wolno, pogoda nie dopisywała, ludzie się obijali, trzeba było stać nad nimi i nadzorować. Yassin tracił cierpliwość, siedział w porcie jak za karę, zaczynał mieć wszystko w chuju. 

marca 21, 2024

Od Verosity CD Sabara

Był to jeden ze spokojniejszych, ale i chłodniejszych dni. Przekraczając drzwi galerii zleciłam jednemu z pracowników o zrobienie mi kawy i przyniesienie do biura, chociaż niewiele później zdecydowałam się jednak na zieloną herbatę z bodajże pigwą. Kawa z rana bywa zdradliwa. Przemierzając nieco chłodne korytarze marzyłam o tym, aby znaleźć się już w swoim ciepłym gabinecie. Zdecydowanie lepiej odnajdywałam się w innych klimatach. Gdy tylko przeszłam przez próg, niemalże się rozpłynęłam. Płaszcz odwiesiłam na wieszak i zasiadłam w fotelu, uruchamiając komputer. Czekało na mnie mnóstwo pracy, począwszy od sprawdzenia, czy wszystkie rachunki są opłacone, przez ustalenie grafików zajęć tanecznych lub muzycznych, po dopilnowanie wypłat dla pracowników. Większością rzeczy zajmowałam się sama, a w części z nich odciążała mnie Marcy. Świetnie radziłam sobie ze wszystkim sama, nie potrzebowałam kolejnej osoby na pokładzie mojej galerii, obecny skład w zupełności mi wystarczał. 

marca 20, 2024

Od Sabara do Verosity

Ale gówno, mruknął Sabar, gasząc szluga, po raz kolejny wyrzucając sobie, że nie postawił się Hoganowi, że, milcząc, zgodził się przyjąć zlecenie. Zlecenie, do którego, według własnej opinii, pasował jak pięść do oka. 
Jakoś dziwacznie to wszystko wyszło, Sabar miał poczucie, że został w coś wrobiony, a to wrażenie nie podobało mu się w ogóle. Kłopotów nie zapowiadało nic, Hogan skrzyknął do swojej kabiny część załogi, robił to czasami, żadna rewelacja. To znaczy, no dobrze, pominął tym razem wszystkich okrętowych tłuków, pijaków i degeneratów, ale Sabarowi nie dało to do myślenia, nie był tego dnia w nastroju na dywagacje. Od rana chodził zły jak osa, miał kaca, nie wyspał się, bolały go plecy, Rokaya zrzygała się na dywan, a szczury nocą wygryzły mu w gaciach dziurę. Słowem: chuj go obchodziło, co Hogan ma do powiedzenia, nic go to całe Poważne Zebranie nie interesowało.

Ballada z ulicy

marca 18, 2024

Od William'a CD Chelsei

   Gdy cała grupa wróciła do domu, zastali widok, którego zdecydowanie się nie spodziewali. Cały przedpokój oraz salon wyglądał, jakby przeszło tamtędy tornado, a co gorsze, nie było widać zwierząt. Na kanapie leżała związana, nieprzytomną Eve, która była przykryta kocem, natomiast na fotelu obok siedział sam Caleb Burt.
— Miło, że zostawiliście dla mnie swoją blondwłosą koleżankę. — odparł mężczyzna, który zaraz spokojnie podniósł się z fotela i znacznie się uśmiechnął, co od razu podniosło ciśnienie całej czwórce.
— Tato, miałeś przywieźć mi Koko! — odezwała się nagle dziewczynka, który wyszła przed szereg.

marca 12, 2024

Od Yassina do Mylesa

Bawił się kiepsko, towarzystwo go nudziło, nie chciało mu się dalej tańczyć, zamówił więc drinka, potem jeszcze dwa. Odpalił kolejnego papierosa, przebiegł wzrokiem po parkiecie, bo zgubił gdzieś kolczyk, westchnął, gdy znów go nie wypatrzył. Sądząc po tym, w jakiej dzielnicy balował tej nocy, ktoś musiał mu go buchnąć, wątpił, by zapięcie samo puściło.

Cmoknął na Kochanie, poklepał się po udzie. Gepard ani drgnął, nie odpowiedział w żaden sposób, patrzył na Yassina nieruchomo, wzrokiem w połowie obojętnym, w połowie hardym, w całości zniesmaczonym, prawie pogardliwym. Siedział w pewnym oddaleniu, jakby nie chciał, żeby ktokolwiek mógł pomyśleć, że przyszli tu razem. Yassin nie był specjalnie zdumiony, że kot się do niego nie przyznaje po tym, jak się dzisiaj prowadził; był zdumiony, że jeszcze się nie przyzwyczaił. 

marca 08, 2024

Od Kaia CD Harveya

     Każdy dzień jest podobny do poprzedniego i kolejnego. Wydawać się może, że każdy wpada w swoją rutynę, ciężko ją czasami przerwać. A nim można się zorientować, cały ten proces trwa już jakiś czas. W sidła tej nieszczęsnej rutyny wpadł różowowłosy dialid. Od jakiegoś czasu Kai robił wiecznie to samo, czyli przyjmował zlecenia od swojego ojca, nie mając za bardzo większego wyboru niż wyrażenie zgody. Jego nieszczęsnym partnerem był rodzony brat, a jak wszyscy wiedzą, rodzeństwo lubi sobie wzajemnie rzucać kłody pod nogi, szczególnie kiedy mowa o przejęciu posady ojca. Choć sam założyciel mafii Angels nie ma zamiaru tak szybko udać się do grobu, więc są nikłe szanse, aby któryś z jego synów przejął całe przedsięwzięcie, to jednak i tak próbują zabłysnąć w jego oczach. Próbują to zbyt ogólne określenie, ponieważ to Luther jest głównym zainteresowanym. Kai dość sceptycznie do tego podchodzi. Coraz bardziej nie podoba mu się to, że ciągle musi mieć za swojego towarzysza własnego brata. Ostatnio spędza więcej czasu z nim niż we własnym domu. Jest to dość uciążliwe, ale cóż można począć? Zleceń przybywa, opłat ubywa, a głów do ścięcia coraz więcej. Nie każdy ma czas na załatwianie tej brudnej roboty, ale zamiast się rozdzielić, to ojciec przydzielił ich do jednego zespołu. Współpraca jest ważna, to nie tak, że Kai to kwestionuje, nie o to tutaj chodzi. Bardziej przeszkadza mu to, że nie może wybrać sobie kogoś innego, z kim lepiej by się dogadał. 

lutego 28, 2024

Od Harveya do Kaia

 - Nie ma mowy - blond włosy mężczyzna podniósł się z siedzenia, nerwowo odsuwając je na bok. Odwrócił się, pokręcił głową, po czym wlepił ślepia prosto w naszą przełożoną, Amy - nie zgadzam się, nie idę tam choćbyś miała mnie zwolnić. A nie zwolnisz bo mój Ojciec ci na to nie pozwoli.- Na jego twarzy zawidniał wywyższający się uśmiech, który sprawił że sam miałem ochotę go z niego zedrzeć. Chłopak był dosyć młody, bo miał zaledwie 20 lat, ale to nie daje mu podstawy żeby być tak...niesfornym. Ignorując dalszą część rozmowy, zacząłem ponownie czytać papiery naszego dzisiejszego Celu. Była nim kobieta, 28 lat. Trochę się nie dziwiłem że mój dzisiejszy partner był niezadowolony, bo było to dosyć ciężkie zlecenie dla kogoś mało doświadczonego. Wszystkie sprawy związane z mafiami były traktowane z pełną powagą, więc wybranie kogoś takiego na mojego towarzysza było dziwnym wyborem, trochę podejrzanym. Wracając do sprawy, owa kobieta nieco spóźniła się z jakąś opłatą dla mafii Angels, więc od jakiegoś czasu czają się na jej głowę. Zostały dołączone też zdjęcia, najwyraźniej została pobita. Reszta szczegółów była nieznana, więc już w głowie miałem zamiar zrobić rozeznanie przed wykonaniem roboty. Wolałem wiedzieć na co się szykuję. Cała sprawa nie wydawała się mi być dosyć trudna, ale wymagała dobrego przygotowania.

lutego 26, 2024

Od Chelsei CD William'a

     Powstrzymanie Williama przed opuszczeniem mieszkania było wręcz niewykonalne. Mężczyzna uparł się przy swoim i opuścił przyjaciół, informując, że wszystko będzie dobrze, a w razie czego - wycofa się. Nikt w to nie wierzył, ale obecnie na głowie mieli psa, który najpewniej przeszedł traumę. Tak naprawdę, gdyby nie dialid, to Koko najzwyczajniej w świecie mogłaby tam umrzeć z głodu i pragnienia. To było dobre posunięcie, za to nikt nie mógł go zganić. Jednak szedł teraz znowu sam, co było dość ryzykowne i niebezpieczne, skoro Caleb miał ich wszystkich na celowniku i o wszystkim wiedział. Musiał śledzić ich każdy ruch, więc pewnie też ma uszy w okolicy. Na samą myśl o tym, ile czasu Koko siedziała w mieszkaniu mężczyzny... Chelsea czuła nieprzyjemne dreszcze, które przechodziły przez jej kręgosłup. Pies był wystraszony, wychudzony i przede wszystkim zraniony. Kobieta poszła do piwnicy, gdzie mieli zrobioną prowizoryczną salę gimnastyczną. Światło tam było znacznie lżejsze dla nieprzyzwyczajonych oczu psa do jasności. Dlatego tam postanowiła się nią zająć. Dylan w tym czasie siedział u góry razem z Eve, szukając jakiegoś śladu po ich wrogu. 

lutego 22, 2024

Od William'a CD Chelsei

 "I cały misterny plan też w pizdu..."
Wszystko było dobrze zaplanowane, to można im przyznać, lecz tylko jedna osoba nie dostosowała się do tego planu - Caleb Burt. Ten szkodnik musi posiadać jakąś wtykę, która dostarcza mu wszelkie informacje na bieżąco, przez co dorwanie mężczyzny jest znacznie utrudnione, po części nawet niemożliwe. Samochód, w którym znajdowały się tylko dwa androidy, był pułapką, o czym po chwili przekonał się Conley, który ujrzał zegar bomby. Czas wskazywał pięć sekund i szybko zmieniał się na mniejsze cyfry, co zmusiło mężczyznę do szybkiego opuszczenia pojazdu, a że znajdował się na pace, musiał się śpieszyć. Chwycił jakąś teczkę, którą wcześniej zdążył tylko przekartkować i opuścił samochód, który kilka metrów za jego plecami wybuchł, co dało się usłyszeć i oczywiście poczuć. Ładunek był niewielki, lecz na tyle mocny, że podmuch wybuchu odepchnął dialida kilka metrów dalej, natomiast towarzyszący temu huk delikatnie go ogłuszył. Nieprzyjemny pisk w głowie całkowicie go zdezorientował, a gdy otworzył oczy, ujrzał nad sobą dwa androidy, które celowały do niego z broni palnej. Wtem od razu zerknął w stronę Dylana, który do dyspozycji miał karabin wyborowy, lecz czy akurat teraz go dzierżył, miejmy taką nadzieję. Pomimo tego, spokojnym ruchem dłoni wskazał na robota po swojej lewej, zaś sam po chwili oddał strzał w przeciwnika po prawej, wtem i bot po lewej padł od strzału z karabinu. Tym razem mu się udało, Vilanova nad nim czuwał... Dialid natomiast ciężko odetchnął, podniósł się z ziemi, otrzepał ze śniegu i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu Chelsea, która wraz z owczarkiem musiała oddalić się w głąb lasu. Pamiętając o wspólnym sygnale, użył dwóch palców do głośnego gwizdnięcia, co szybko rozniosło się po okolicy, a po chwili uzyskał odpowiedź ze strony ciemnowłosej. Poszedł jej tropem i spotkali się w połowie drogi, niedaleko domu.
— Wszystko dobrze? — od razu zapytał, co spotkało się z krótkim przytaknięciem.

lutego 18, 2024

Od Ivy do Dietricha

 Po dwunastogodzinnej zmianie przy barze, jedyne na co miałam ochotę to gorący prysznic i sen, nic więcej. Czułam się wykończona tymi wszystkimi rozmowami, komentarzami ze strony upitych mężczyzn, rzygającymi ludźmi prosto na blat, co sprawiło że sama poczułam się źle i musiałam posiedzieć w łazience dobre dwie godziny...praca w barze nie była idealna, ale nie chciałam zostawić znajomych w potrzebie, kiedy ich główny barman niespodziewanie się zwolnił z dnia na dzień. Po długiej, pieszej podróży w końcu zobaczyłam znajomą okolicę, co znaczyło że dom jest blisko. Kiedy tylko przeszłam przez próg drzwi, poczułam wibrujący telefon w kieszeni. Z westchnieniem odebrałam połączenie i od razu zirytował mnie fakt, że nie był to Kean - a to zwykle od niego dostaję zlecenia, rzadko od samych klientów. Tym razem jednak któryś z nich zdobył mój prywatny numer. Musiało być to coś ważnego, z racji że podczas pracy mój telefon zadzwonił co najmniej 20 razy. 

lutego 13, 2024

Od Ashera CD Morgany

    Czarnowłosa zniknęła tuż za drzwiami, pozostawiając dwójkę z widocznym zdziwieniem. Jednak cóż mogli poradzić? Teraz to już na nic się nie zdadzą. Kobieta doszła do siebie, zabrała nieznajomego i zostawiła wiele niewiadomych. Asher tylko ciężko westchnął i pomógł gosposi w sprzątaniu pokoju po wizycie nieoczekiwanego gościa. Ross w tym czasie zniknęła w swoich czterech ścianach, nie chciała wychodzić. Dlatego ksiądz został sam ze sobą, decydując się ostatecznie na spacer po okolicy. Świeże powietrze nieco pomoże mu odpocząć i dojść do siebie po wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. Zapach krwi zawsze wzbudzało w nim jego naturalny instynkt. Miał szczęście, iż doskonale potrafi maskować swoje prawdziwe oblicze, a także zgrywa dość poważnego, mimo tego, że w środku targał nim głód, o którym zapomniał w ostatnim czasie. Dialidowa krew smakowała całkowicie inaczej niż innych ras, bywała słodkawa, ale też jednocześnie gorzka. Żadną nie pogardzi, jednak intensywny zapach sprawia niemałe problemy, gdy dialid jest na głodzie. Nie chciał o tym za bardzo myśleć, dlatego też udał się do pobliskiego parku, aby nieco uspokoić swoją przemianę nim całkowicie przemieni się w coś, co może innych przerazić. 

lutego 10, 2024

Od Iliyana CD Hamzy

Iliyan wiedział, że powinien powiedzieć przynajmniej Ghedi gdzie się będzie znajdował, lecz rzucenie jej informacją w zwykłej wiadomości, kiedy kobieta miała krótki urlop – a to słowo nie mieściło się w słowniku Hershil zbyt często – wydawało się chłopakowi niewłaściwe. Sam sobie potrafił poradzić. Zresztą nie pierwszy raz spotyka się z kimś, kto przebywa na terenie uboższych dzielnic. Był to drugi raz. Aż drugi raz. Za pierwszym razem było nudno i bez porywu. Również oferta okazała się niezbyt ciekawa. Może Iliyan nabrał przez ten czas brawury i pewności siebie, ale prędzej sam określiłby to jako desperacja. Bolesna i pełna napiętych mięśni, migren, kapania krwi z nosa, a dzisiaj rano nawet dręczącego niewyspania. Nie pamięta kiedy ostatni raz było mu w nocy ciepło i kiedy ostatni raz naprawdę miał mocny sen.

lutego 07, 2024

Od Chelsei CD William'a

      Cała sytuacja była niepokojąca. Nikt nie wiedział od kiedy ta kreatura tutaj się kręci. Czy odkąd się wprowadzili? Od pierwszej potyczki z Calebem? A może po prostu cały czas ich śledził, nim jeszcze spotkali tamtego mężczyznę? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Jednak mieli jeden problem z głowy, o ile można to tak nazwać, bo najwięcej pracy czeka na nich tuż za rogiem, o czym wszyscy doskonale wiedzieli. Ów kreatura była... nenginem? Lluxem? Dialidem? Nie potrafili tego określić, lecz była to najmniej istotna zagwozdka. Nie mieli czasu, aby rozgryźć kolejną niewiadomą, wszyscy wrócili do siebie, aby pójść dalej spać. Choć tak naprawdę czasu mieli zbyt mało, aby dobrze się zregenerować po tej dziwnej nocy. 

Od William'a CD Chelsei

 Cała sytuacja skomplikowała się w momencie, gdy dwójka przyjaciół dowiedziała się, że mają kreta w domu, lecz nie tego uroczego krecika w ogródku, a pasożyta, który chcę zrobić domownikom na złość. Conley od razu wybudził swoje ostatnie szare komórki, nerwowo stukał palcami o blat i myślał nad rozwiązaniem tego niewygodnego problemu.
— Tej nocy przypilnuje, żeby wszyscy byli w swoich łóżkach. — powiedział, przerywając chwilę ciszy. — Psy będą z Tobą w pokoju, żeby nie zagłuszały mi otoczenia. — dodał, zerkając na czarnowłosą.
— Dobra, ale kiedy się wyśpisz? Wiesz, że musimy być gotowi i wypoczęci. — odparła, delikatnie marszcząc brwi.
— Na froncie nie spałem kilka nocy. Myślę, że jedna czy dwie nocki mi nie zaszkodzą. — wyjaśnił, po czym wstał od monitoringu i głęboko westchnął — Pojebane jest to wszystko. — mruknął bardziej sam siebie i wyszedł z pomieszczenia.

Od Chelsei CD William'a

    Wszystko wydawało proste niczym drut. Co mogło pójść nie tak? Teoretycznie nic, praktycznie wszystko mogło się wydarzyć. Jedynie zachowanie policjantów wydawało się podejrzane, nie spodobali się czarnowłosej. Czuła, że coś mogło pójść nie tak, a wtedy... cóż, mieliby kłopoty i to ogromne. Ciężko westchnęła, kiedy drzwi od mieszkania trzasnęły i na nowo pozostali tylko oni. Dylan zastanawiał się, jak lepiej dopracować plan, a Eve nie przejmowała się za bardzo sytuacją, w której się znaleźli. Była ona bardzo niekorzystna, bo tak naprawdę, wystarczy, że opóźnią swoją ucieczkę przez Caleba o kilka sekund i będą mieli kłopoty. Kto wie, czy on albo jego podwładni nie będą próbowali opóźnić ich ucieczki z miejsca? 

lutego 04, 2024

Od Kane CD Dietricha

Odetchnęłam po czym, najpierw ruszyłam do łazienki, by sprawdzić stan moich ubabranych ubrań. Były w opłakanym stanie, bez ratunku. Cóż bywa, nie będę za nimi płakać. Zawróciłam się na pięcie i ruszyłam na nowo do chłopaka.
- Ubrań możesz się pozbyć, do niczego się nie przydadzą. Za bardzo cuchną. Powodzenia. - rzekłam, po czym otworzyłam lodówkę, czy coś znajdę tam do jedzenia. Nic prawie zjadliwego tam nie było. Zamknęłam ją na nowo i zaczęłam się kręcić, w poszukiwaniu jedzenia. Czułam głód, ale z chęcią też bym zasmakowała jego krwi. Pewnie bym mogła się nią najeść, ale zwykłe ludzkie jedzenie też powinnam spożywać w podobnych ilość, by to zrównoważyć. Nic szczególnego nie znalazłam, dlatego też nalałam sobie zwykłej wody, by móc się napić.

Od Ditericha CD Kane

 Pulsująca krew w żyłach zagłuszyła mi całą sytuację. Przekręciłem klucz w zamku, a ze środka, spod metalowych drzwi zaczęła rozlewać się ciemna jucha, która testowała moją równowagę psychiczną. Otworzyłem szerzej wrota, a moim święcącym się oczom ukazało się pięć kobiet. Siedziały na podłodze, wokół nich leżały worki wypełnione ludzkim mięsem i butelki z krwią. Zacisnąłem szczękę, aby chociaż trochę uśmierzyć ból w przeponie. Wśród przetrzymywanych tu osób wybuchła panika. Łzy ciekły im po policzkach, a jedna, której jakimś cudem udało się zdjąć taśmę ze swoich ust, krzyczała, abym nie robił im krzywdy. Iście wkurwiony i zestresowany wszedłem do środka po drodze informując je po drodze, że nie mam złych zamiarów. Moja postura nie dodawała im otuchy, a tym bardziej mój zachrypnięty głos, którym starałem się je uspokoić. 

Pożegnanie

 Tym razem odchodzi od nas Lorelei... Świeć swoją pięknością i zadowalaj swoim głosem archiwalne zaświaty! 


| Lorelei Dione Rivvs |

lutego 03, 2024

Od Hamzy do Iliyana

- To jest kurewsko zły pomysł, wiesz?
Hamza oparł się chęci zerknięcia na Adila kątem oka; posłał mu za to półuśmiech, niewiele ponad nieznaczne uniesienie kącika ust, ledwie widoczne w półmroku powoli zapadającego zmierzchu. Mimo to wiedział, że mężczyzna siedzący w kucki obok niego jest bardzo świadomy jego istnienia, nawet jeśli nie był w stanie go dostrzec. Znali się w końcu na tyle długo, że obaj byli w stanie przewidzieć dokładnie, jak potoczy się tego typu interakcja: Adil narzekający na wprowadzany w życie pomysł, Hamza zbywający go gładkim słówkiem i posłaniem mu oczka. Potem obaj przeszliby do pierwszego etapu planu bez zająknięcia. Byli w końcu zawodowcami, w najgorszym tego słowa znaczeniu.

How could I fear any hurricane?

Od Kane CD Dietricha

Ujmujące w tym wszystkim było to, że jak grzeczny chłopczyk wykonał polecenie. Taki groźny, zły i pełen aury potwora z piekła rodem, a tu jednak przydał się na coś. Gdy on zajmował się wnętrzem baru, ja w tym czasie zajrzałam na piętro powyżej, by móc się pozbyć niewygodnych insektów. Najwyraźniej ktoś obserwował nasze poczynania. Zresztą nie pierwszy raz. W przeznaczenia nie wierzę, gdyż nawet istnieją to głupota.
Po tej sprawie zjawiłam się na tyłach, gdyż właśnie tam była moja intrygująca istota. Nie wyglądał na zadowolonego, najwyraźniej nawet nie pała do płci przeciwnej niczym, to nawet coś takiego może spowodować, iż wyjdzie z ciebie coś znacznie gorszego, niż widzisz w lustrze.

lutego 02, 2024

Od Morgany CD Ashera

 Cała sytuacja zbiła kobietę z tropu, a dziwne dogryzanie ze strony zakonnicy przyjęła dosyć ofensywnie. 
- Co z nim zrobisz? - zapytał ksiądz. Dopiero to pytanie wyrwało Morganę z galopujących po jej głowie myśli. 
- Coś, czego ksiądz nie chce widzieć. - uśmiechnęła się lekko, po czym wyciągnęła telefon. 
- Mam go. - rzuciła i rozłączyła się. Ciemnowłosy mężczyzna przekręcił głowę w zastanowieniu. Winter gwałtownie wstała z łóżka, przez co chwilę później spotkała się z podłogą. Facet zdążył postawić ją do pionu.
- Dzięki. - powiedziała i próbowała uspokoić kręcącą się głowę. Świat wirował, a ona podeszła do blondyna, który powoli się budził. 

Od Dietricha CD Kane

 Oczywiście okazało się, że panna Kane jest niesamowicie ważnym patologiem, a my dostaniemy jakąśkarę pieniężną. To mnie jakoś w szczególności nie dotknęło, ale sam fakt charakterności tej kobiety doprowadzał mnie do mimowolnego zaciskania pięści. Interesująca jest, to fakt, ale to z jaką łatwością przychodzi jej rozmawiać na nieco bardziej ''niegrzeczne'' tematy przyprawia mnie o mdłości. Oczywiście płotki, które po nią przyszły wydawały się być nieco pod jej butem. Propozycja, którą od niej usłyszałem była dziwna. Miałem wrażenie, jakby sama rozmowa z nią była brudna, że nie powinienem z nią rozmawiać, a tym bardziej się spotykać na jakieś podejrzane wyjście. Ale mimo wszystkich głosów w głowie stałem teraz pod prysznicem i sam zastanawiałem się po co tam idę. Albo kobieta ma w sobie coś z sukkuba i po prostu użyła na mnie miłosnego spętania, albo przyciągnęła mnie jej dziwna pewność siebie. Zimna woda spłynęła mi po karku, przez co spiąłem mięśnie pleców i syknąłem przez zęby. Uderzyłem pięścią w, i tak już zmęczone, kafelki, na co parę kawałków spadło mi na dłoń. Przekląłem pod nosem budowlańca, który to składał, po czym zmoczyłem całą głowę pod ciśnieniem wody i wytrzepałem włosy jak zmoknięty pies co za ironia

Od Ashera CD Morgany

    Tego dnia Asher miał zaplanowany czas wolny, jednak zawsze miał w zwyczaju przychodzić do kaplicy i odpalać wszelkie świecie. Nie ze względu na jakieś święto, a na kazanie, które niebawem się odbędzie. Jednak to nie on dzisiaj je poprowadzi. W międzyczasie do kaplicy przychodziły osoby, potrzebujące się pomodlić w ciszy i samotności, idealnie pomiędzy kazaniami. Uśmiechnął się pod nosem, lecz wciąż skupiony był na swojej czynności. Do pewnego momentu. Kiedy do środka weszła ciemnowłosa kobieta, niemalże od razu przykuła uwagę dialida. Nie zatrzymała się w miejscu i nie odmówiła krótkiego, jak to potocznie wszyscy nazywają - przywitania Daravii. No cóż, może nie znała tego, gdyż zwykle Nengini się temu oddają. Może przyszła z ciekawości? Codziennie miewają takich gości. Nie przeszkadzało to jakoś bardzo, ale bywało to intrygujące. Krążył tak po budynku, aż w końcu zapalił wszystkie świecie, a następnie skierował się do części katedry, do której wstęp mają tylko księża. Jednak coś kazało mu się odwrócić. Właśnie w tym momencie za nieznajomą kobietą znalazł się jakiś nieznajomy mężczyzna, który w dłoni miał... cegłę? Sam nie zdołał tego dostrzec, ponieważ ten szybko zadał cios, a kobieta upadła bezwładnie na podłogę. Niemalże od razu do niej podszedł. Chciał pójść za nieznajomym, ale uprzedziła go Ross, która niczym cień udała się za obcym. 

Od William’a CD Chelsei

Z jednej strony cały plan brzmiał dobrze, z drugiej strony ich przeciwnicy są nieprzewidywalni i może uda zwabić androidy, ale czy Caleb łyknie haczyk? Ten drań ani razu nie ukazał im się na oczy od ich ostatniego spotkania, gdzie William kilkukrotnie przestawił mu szczękę.
— Zostaje nam załatwić broń oraz pułapki, najlepiej EMP, żeby nie zranić Chelsea. — stwierdził brunet, który nerwowo chodził od fotela do fotela — EMP wiadomo impuls elektromagnetyczny, który uszkodzi całą elektronikę w androidach oraz w pojedzie, którym mogą przyjechać. — kontynuował zamyślony — Ludzi dobijemy w tradycyjny sposób. — dodał, zatrzymując się naprzeciw lokatorów.
— Brzmi dobrze.. A co jeśli one nie zadziałają? — spytał Dylan, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

lutego 01, 2024

Od Chelsei CD William'a

 Wydawało się, że Chelsea poniekąd rozumiała sytuację, w której się znaleźli. Jednak wciąż było to dla niej nieakceptowalne, co zrobiła współlokatorka. Czemu nie zastanowiła się dwa razy? Nie wiedzieli, czy nie są przypadkiem zaplątani w całe to bagno. Mogli wdepnąć w coś gorszego, a teraz nie mogli się wycofać. Już było na to za późno, wszystko zostało przesądzone. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż William zadecydował o tym. Nawet nie było mowy o odwrocie. Ciężko westchnęła, spoglądając w kierunku pokoju, który dzieliła z Eve. Nie miała zamiaru teraz tam wchodzić, pozwoli jej ochłonąć. Rodzeństwo spojrzało po sobie, a następnie oboje ciężko westchnęli i pokręcili głowami. Chelsea postanowiła przygotować coś do jedzenia, jakiś słodki deser czy coś w tym stylu. Choć głodna nie była, to chciała jakoś załagodzić konflikt. Owszem, ona również nie była zadowolona z tego, że zostali przyparci do muru, ale co mogła teraz na to poradzić? Nie chciała nawet o tym myśleć, więc oddała się gotowaniu, które pomogło jej się wyciszyć.

Od Kane CD Dietricha

Ślady na tych pięknych zwłokach, zostaną zbezczeszczenie przez jakieś niedojdy, które nawet nie wiedzą, co mają w swoich rękach. Pokazanie nawet swojej legitymacji oraz dowodu, najwyraźniej zakpili sobie z mojej osoby. To się na nich odbije, a ja dostanę podwyżkę. Niech jeszcze błagają na kolanach o przebaczenie, bo nie ma tak lekko. Nawet wyżej postawienie, wiedzą. Patolodzy to skarb, nawet jeśli jedynie badają martwe ciała, ale przynajmniej dają im głos, który stracili. Tylko czekam, pożałują, ha będzie się im koszmar śnić po nocach.
Przyszpilenie do ściany było zabawną gierką. Skoro jestem kobietą, pewnie spojrzy na mnie jak na kogoś nieistotnego, oraz osobę do pomiatana. Skoro tak czuje, to niech to dostanie. Moja postawa się zmieniła, postępowałam zgodnie z naszą grą. Taki potężny. Widziałam go poprzedniej nocy na dachu, nawet na niego patrzyłam, najwyraźniej coś nas łączy.

Od Dietricha CD Kaia

 Prychnąłem śmiechem, gdy całe towarzystwo zniknęło w mgnieniu oka. Machnąłem do moich pracowników, aby wracali do swojej pracy, którą odłożyli, aby złapać tych młodych gnojków. Wiedziałem, że muszę się nimi interesować. Czekałem na spotkanie z Luciusem Firebane'm, który już jakiś czas temu prosił o wspólną rozmowę. Moja zmiana tego dnia skończyła się szybciej, niż zwykle ze względu na zupełną ciszę w okolicy. Moje miejsce w takich chwilach zajmowała moja ,,prawa ręka'', czyli Patrick. Jedyny godny zaufania i jedyny, który po ciężkich próbach, mógłby położyć mnie na łopatki. Wróciłem do domu, tylko po to, aby przypomnieć sobie o spotkaniu z przywódcą mafii. Cała sytuacja miała zostać w sekrecie przed Strażą Miejską, a w szczególności policją. Nie wiedziałem, co ten człowiek mógłby ode mnie chcieć, ale miałem jakieś swoje domysły. Wszedłem pod zimny prysznic, a potem jeszcze chwilę przechadzałem się po mieszkaniu z ręcznikiem zawiązanym na biodrach. Sprawdziłem godzinę i założyłem chyba najrzadziej spotykane na mnie ubranie - dresy. Nie lubiłem tej formy ubioru, ale musiałem ukryć się w ciemnych odmętach, więc tylko to mogło mi w tym pomóc.

Od Dietricha CD Kane

 Machnąłem do reszty, w celu zasugerowania, aby wyszli z biura. Spętana i bezwładna kobieta nie mogła i tak nic zrobić. Przesłuchanie w sposób ,,pokojowy'' nie zdziałałoby tu w żaden sposób, a ja miałem już dość użerania się z takimi miernotami. Wstałem z krzesła i jedną ręką podniosłem kobietę, a potem przyszpiliłem ją do ściany. Moja twarz była teraz zupełnie przytwierdzona do ucha czarnowłosej. 
- Posłuchaj mnie, nędzna kobieto. - wysyczałem przez zęby, poczułem jak jej ciało lekko się trzęsło, najpewniej pod wpływem dreszczy - Dobrze wiem, że to ty. Nadal czuję zapach ich krwi na twoim ciele. Myślisz, że masz do czynienia z niekompetentnym krawężnikiem, który nie wyczuje tak mocnego zapachu? Poza tym mój wzrok dość długo obserwował cię tamtej nocy z dachu. Obstawiam, że czułaś moją obecność, wydajesz się być niegłupia. - próbowała się szarpać, więc przygniotłem ją biodrami jeszcze mocniej. 

Od Dietricha CD Teosi

 Kobieta ewidentnie działała mi na nerwy, bowiem gdy po raz kolejny usłyszałem jej głos moja pięść sama się zacisnęła. Gdy usłyszałem tą niezbyt kulturalną odzywkę od razu wyszczerzyłem zęby w obrzydliwym, sztucznym uśmiechu. 
- Złotko... - wstałem i zrobiłem parę kółek wokół krzesła, na którym siedziała oburzona kobieta - Ja jestem tutaj od pilnowania porządku, a to, że czasem brak kompetencji moich pracowników przerasta najśmielsze oczekiwania, to już nie moja wina. - machnąłem ręką do reszty osób, sugerując, aby wyszli z pomieszczenia. W tym ruchu - standardowo - czuć było agresję, a nawet pretensjonalność wykonywanego działania. Usiadłem na fotelu, zapaliłem papierosa i założyłem nogi na blat biurka. 
- To co? Poczekamy sobie teraz grzecznie na twojego tatusia, czy kogo tam wolisz. - położyłem szluga na kamiennej popielniczce i założyłem ręce za głowę. 
- Śmieszne, jak bardzo niekompetentny jest też pan. - wydukała z siebie i mało nie zakrztusiłem się własną śliną.

stycznia 30, 2024

Od Morgany do Ashera

 Oparła się łokciami o podłoże spoglądając na ledwo wschodzące słońce. W jej suchych ustach mieścił się niedużych rozmiarów, tytoniowy skręt, a w dłoni widniała szklanka z herbatą. Miała ona różne zdobienia, była pozostałością po wyrzuconych przez ciotkę zastawach. Śnieg dawał jej się we znaki dopiero po kilkunastu minutach zatracania się w gorącym napoju. Zerwała się z podłoża, jakby jej ciało przeszedł prąd i jeszcze chwilę adorowała widok odbijającej się strugi światła w lekko odmarzniętej wodzie. Wyrzuciła papierosa w dół klifu i chwilę zerkała jak spada, a ruszyła w drugą stronę dopiero, gdy żar rozbryznął się o leżący na dole śnieg. Przeszła pod drewnianym ogrodzeniem i przywitała swoich podopiecznych głaskaniem i paroma kostkami cukru. Ogiery niezbyt się lubiły, ale, jeśli chodziło o jedzenie, nie myślały o dzielących ich sporach i kłusowały radośnie w stronę właścicielki, nie próbując po drodze zakopać się na śmierć. Minęła dobudowaną stajnię i złapała za starą, okrągłą klamkę od drzwi wejściowych. Jej twarz napotkały rumieńce, gdy tylko przekroczyła próg posiadłości. Wrota, powoli zamykane, wydobyły z siebie obrzydliwy dźwięk skrzypienia, do którego Loreley już dawno zdążyła się przyzwyczaić. Od razu udała się do kuchni, za którą znajdował się mały schowek, a w nim najróżniejsze karmy dla psów. Nigdy nie dawała im suchej, wolała karmić je surowym mięsem ze sprawdzonych źródeł. Tak też zrobiła tego dnia - Loki i Zeus, jako dobrze wychowane psy, czekały w salonie na posiłek merdając ogonami i co chwilę wydając pomruki zniecierpliwienia. Najedzone i szczęśliwe czworonogi towarzyszyły opiekunce, kiedy ta przeglądała stare zdjęcia w albumach ciotki. Niektóre wprawiały ją w śmiech, a inne - w zakłopotanie i czasem lekkie zaniepokojenie. W tym domu zginął jej wujek, ojciec i dziadek, każdy z nich ginął w dziwnych okolicznościach, a do dziś nie udało się złapać sprawcy, o ile jeszcze takowy żyje. Z rozmyślań wyjął ją nagły telefon. Nigdy nie umiała trzymać go przy sobie, więc biegała po okazałej posiadłości w poszukiwaniu urządzenia. Znalazła go w ostatnim momencie, a na ekranie pojawił się standardowo ,,numer nieznany''. Odebrała i zdyszana opadła na wykładzinę masując skronie.  

stycznia 29, 2024

Od Ivy CD Lu

 Po krótkiej wymianie zdań, ja i Kean doszliśmy do wniosku że najbezpieczniej będzie oddać futrzaka, unikając nieprzyjemnych sytuacji. Nie byłam co do tego przekonana, wręcz nie chciałam się na to godzić, ale Kean jako mój autorytet nie raz wiedział lepiej co zrobić. Nie widziałam więc powodu żeby mu nie ufać i w tej sytuacji.
W jednym z pokoi stał jeszcze niewielki transporter, którego nikt od wieków nie używał. Odstawiłam kota na miejsce, co potem okazało się błędem gdy chciałam schować go do podróży. Po wielu naleganiach, próbach przekupienia smakołykami, w końcu udało się schować kota do środka, a mężczyzna w międzyczasie zadzwonił na numer podany w ogłoszeniu.  Oboje przygotowaliśmy się do wyjścia, ubierając ciepłe ubrania. Prawie straciłam rachubę czasu, więc wyszliśmy dosyć późno, a co za tym idzie -temperatura znacznie się obniżyła.

Od William'a CD Chelsei

 Pytanie czarnowłosej trochę go zdziwiło, lecz z drugiej strony wiedział, że kiedyś ten temat zostanie poruszony. Pomimo tego, nie przygotował sobie logicznej odpowiedzi, więc postanowił płynąć z nurtem i mówić to, co brzmi sensownie i oczywiście jest prawdą.
— Od zawsze była między nami tylko przyjaźń, w pewnym momencie uważano nas za rodzeństwo, gdyż nasi rodzice byli najlepszymi przyjaciółmi. — odpowiedział po chwili ciszy — Nawet na ślubie z Ellen była świadkiem, cieszyła się naszym szczęściem, że się udało. — mówił wpatrzony w ścieżkę przed nimi — Obiecaliśmy sobie z Eve, że nic więcej nie będzie nas łączyć, tylko przyjaźń. — dodał, zerkając na czarnowłosą.

[...]ciemność nie zawsze oznacza zło, a światło nie zawsze niesie za sobą dobro.

stycznia 22, 2024

Od Lu CD Ivy

 Koty to podłe istoty. Myślą tylko o sobie. Biorą to, co chcą. Wykorzystują cię i porzucają, gdy tego sobie zażyczą. Nie pozyskasz nic.
Nawet nie wiesz, czy kot jest kotem, a może to istota, która nie jest kotem, ale potrafi się w niego przemienić. To byłoby już naprawdę zabawne, ale także wielce niebezpieczne.
Jeśli niewłaściwa istota to zobaczy, wówczas skończy martwa, a tego nikt nie chce robić...
Może jednak chce, ale jeszcze o tym nie wie.

"your purpose is to feel"

stycznia 09, 2024

Od Ivy CD Lu

 Wyjście z tych niebezpieczniejszych dzielnic nie należałoby do najłatwiejszych nie mając tutaj żadnych znajomości, skrótów czy broni. Plus kto normalny walczy z kotem w rękach? Na pewno nie ja. Znam moje możliwości, ale nie ma co narażać siebie a tym bardziej innych.
- |...| Wiesz o co mi chodzi? Kto normalny nie wystraszył by się gościa goniącego go z tasakiem? Nie winię cię, jakbym była taka mała to też bym się trochę...zestresowała.- Ciągnęłam swój monolog, siedząc na tylnej kanapie mojej taksówki. Czarna dziura, owinięta kocem tylko patrzyła na mnie w osłupieniu. Skrzywiłam się, czując lekkie telepanie, choć temperatura w aucie była przyjemna, a w tle leciała spokojna melodia.
- Boi się bo ma dość twojego gadania.- Skomentował głos z miejsca kierowcy.- nie męcz go, dużo przeszedł.

stycznia 04, 2024

Od Chelsei CD William'a

    Wszystko wydarzyło się zdecydowanie za szybko, ponieważ śnieżka, która dotknęła twarzy kobiety była czymś nasączona. Najprawdopodobniej był to jakiś środek usypiający, nie zadziałał od razu, a Chelsea starała się oddalić od nieznajomego, unikając używania swoich mocy. Z każdym kolejnym krokiem zaczynało jej się kręcić coraz bardziej w głowie, obraz się zamazywał, a siła w rękach i nogach słabła. Nim zdołała się zorientować, straciła przytomność, a przez to puściła smycz ze zwierzakami. Nastała tylko czarna pustka, w której została uwięziona.

Od William’a CD Chelsei

Gdy tylko Chelsea opuściła mieszkanie, jej brat od razu zasiadł przy oknie z lornetką w dłoni. Martwił się o nią, jak pozostała dwójka, tylko czemu nie poprosiła dialida o to, żeby poszedł z nią? Fakt, niedawno co wrócił z dworu, był lekko zmarznięty, ale ruch z czworonogami zdecydowanie by go rozgrzał.

stycznia 01, 2024

Pożegnanie

 Nie wszystkie drogi mogą być połączone, tak jak w tym przypadku.
Żegnamy dwie osoby, których przyszłość stanęła pod znakiem zapytania, ale spokojnie! Jeśli zapragniecie powrócić w nasze skromne progi, to z miłą chęcią na nowo Was powitamy! 

| Renevand Skyhell |

Od Chelsei CD William'a

  Chelsea siedziała w kuchni i przygotowywała posiłek dla podopiecznych, kiedy to została zawołana przez Williama. Jak się okazało, szczeniak... chociaż miał prawie osiem miesięcy, to był dość duży, jak na swój wiek... wracając, psiak ponownie wtargnął do łazienki, żeby dotrzeć do swojego człowieka. Śmiało można stwierdzić, iż uważał dialida za swojego właściciela. To nie tak, że Chelsea była zazdrosna, nic z tych rzeczy, ale wiedziała, że kiedy ktoś się po niego zgłosi, to będzie trudno tej dwójce zerwać więź, która została zbudowana. Owczarek nauczył się otwierać drzwi, co było dość problematyczne, ale na szczęście jeszcze nie próbował swoich umiejętności na ucieczce z mieszkania. Między dwójką wywiązała się krótka, zabawna, ale i dwuznaczna rozmowa, która od boku mogła wydawać się bardziej sprośna, jakby ich coś do siebie ciągnęło. Jednak nie oponowała i zabrała psa z łazienki, zamykając drzwi za sobą, mając nadzieję, że zwierzak już nie zaatakuje swojego "pańcia". Uśmiechnęła się delikatnie, proponując psiakowi smaczki, na co zareagował swoimi uszami i przechyleniem głowy na bok. Dlatego nie tracąc czasu, poszli do kuchni, gdzie dała psu to, o czym mówiła.