marca 27, 2024

Od Yassina do Jakody

Stał pod zadaszeniem, trochę na uboczu. Ściana wody spływała mu przed nosem, deszcz zacinał w twarz, słony wiatr chciał zerwać kapelusz z głowy, szarpał poły płaszcza jak bezzębny pies. Yassin nieruchomo patrzył, jak załoga przemytniczego transporterowca uwija się przy rozładowywaniu okrętu. Dźwigi przenosiły kontenery, układały je w stosy, ciężarówki i wózki kursowały od „Numizmatyki” do magazynu i z powrotem, marynarze taszczyli pudła i skrzynie, niektóre nosili pojedynczo, inne we dwóch, najcięższe we czterech. Rozładunek trwał trzeci dzień, robota szła wolno, pogoda nie dopisywała, ludzie się obijali, trzeba było stać nad nimi i nadzorować. Yassin tracił cierpliwość, siedział w porcie jak za karę, zaczynał mieć wszystko w chuju. 
 Naciągnął rondo kapitańskiego kapelusza na oczy, przeszedł się po zajmowanym przez nich fragmencie portu, niby szedł skontrolować rozładunek, faktycznie rozglądał się za jakąś łamagą, którą mógłby profilaktycznie opierdolić. Nikogo nie znalazł, wszyscy jak na złość zasuwali w jego obecności jak mrówki, niektórzy jeszcze mu się, kurwa, kłaniali, jakby objawił się im boski Khalil we własnej osobie. Szedł środkiem, boczne drogi go uciemiężały, nie mogły pomieścić jego ego. Kierowca załadowanego wózka dał mu światłami po oczach, strąbił go, zatrzymał się, opuścił szybę. Reinaldo wychylił się z wnętrza pojazdu, powiedział, że zastanawiał się, co za debil pcha mu się pod koła, a to tylko pan kapitan. Yassin uśmiechnął się pięknie, powiedział, że zastanawiał się, co za debil jedzie pod prąd ze skrzynią załadowaną na opak, a to tylko Reinaldo. Jak to starzy znajomi, zamienili parę zdań (głównie narzekali i klęli), Yassin zainteresował się, ile jeszcze im w tym kurwidołku zejdzie, Reinaldo pokręcił wąsem, stwierdził, że przynajmniej do jutra.
   Wrócił do magazynu, otworzył sobie drzwi do biura. Roboty miał od chuja, z większością, jak na złość, poczekać musiał do końca rozładowania „Numizmatyki”. Trzeba było przejrzeć nagromadzone od paru tygodni raporty, pokwitowania, sprawozdania, rachunki, przekazy i zamówienia, którymi do tej pory zajmował się Nestor, kierownik rozładunku i oficer Hogana, a które Yassin, jako chwilowy szef wszystkich szefów, musiał skontrolować. Poza tym do jego obowiązków należało rozliczenie się z załogą i kapitanem „Numizmatyki”, pracownikami portu, właścicielem wynajmowanych pojazdów i magazynów, musiał ponadto, po całej robocie, odesłać ludzi Khalila na „Jokastę”, wypłacić im żołd w jego imieniu, skontrolować, choćby pobieżnie, zawartość pudeł i skrzyń, sprawdzić, czy na pewno wszystko się zgadza i nikt nie zrobił ich w chuja. Teoretycznie powinien również czuwać nad przygotowywaniem importowanych towarów do odbioru lub dalszego transportu, praktycznie wiedział już, kogo w to wrobi.
  Gdy wyszedł z biura dwie godziny wcześniej, Kochanie spało na najwyżej ulokowanym w pomieszczeniu kufrze, jednym z kilku, które tymczasowo tu zostawiono (co to za gówno? będzie musiał kogoś za to opierdolić). Teraz obwąchiwało dużą skrzynię, na widok Yassina leniwie zaskrobało w nią łapą. Yassin mruknął „zostaw”, poszedł nalać sobie wina. Wypił haustem, wino przeleciało przez niego na wylot, chlusnęło na podłogę, Yassin się wkurwił, zapomniał, że zdematerializował swoją sylwetkę, gdy tylko został sam na sam z kotem.
– Mam, kurwa, dość. – Dramatyczno-teatralnym ruchem rzucił się na krzesło, przyłożył przedramię do czoła, pozorując nagły atak migreny. – Ta robota mnie wykończy. Ciągle tylko Yassin to, Yassin sro, Yassin tamto, Yassin sramto. Przepraszam bardzo, urlop nadal mi przysługuje, wypadek na „Jokaście” nie był tak dawno wcale. Co mnie obchodzi, że Hoganowi brakuje ludzi do roboty? Czy ja broniłem mu szkolić nowych oficerów? No powiedz, Kochanie, tata bronił? Nie bronił. Powiedział tylko, że Alejandro i Mussa to dwa osły, a to, że Hogan sobie wziął jego słowa do serca, to, cóóóóż, kto mu kazał?
    Yassin zmarszczył brwi, gdy zorientował się, że Kochanie wcale go nie słucha. Gepard przystawił nos do w szczeliny w drzwiczkach od skrzyni, zaczął węszyć. I skrobać w drewno jeszcze intensywniej.
 – Zostaw. Pojebało cię? Do nogi.
   Kochanie nakrzyczało na niego, wydało z siebie dźwięk z pogranicza miauczenia, szczekania i ćwierkania. Wskoczyło na skrzynię, zaczęło kopać od góry. Yassin wywrócił oczami, pstryknął palcami, sprawił, że leżący w rogu biura łom zmaterializował mu się w ręce. Wstał z wielkim westchnieniem, bo żelastwo przeleciało mu przez palce, po raz kolejny zapomniał, że nie posiada chwilowo w pełni fizycznej sylwetki. Zebrał się w sobie, zmaterializował całkowicie, przywołał łom po raz wtóry. Otworzył skrzynię dla świętego spokoju. I trochę dlatego, że wiedział, że Kochanie ma nosa i rzadko się myli.
– Kuuurwaaaaaaaa – jęknął równie dramatycznie, co poprzednio. – Nie, nie-nie-nie, ja wychodzę, ja mam dość, poddaję się do dymisji, przepraszam bardzo, ale jakim chujem to ZNOWU się dzieje? – Sięgnął do kieszeni, wyciągnął telefon, wybrał odpowiedni numer. Musiał odczekać kilka sygnałów. – Jasper? Halo? Ty kretynie pierdolony. Masz przejebane. Co: uspokój się? Co: co-się-stało? Co: panie kapitanie? Zamknij się, nie mnie będziesz się tłumaczył. Ty przypłynąłeś na „Numizmatyce” z transportem niewolników, przecież widziałem, przy mnie ich zabierałeś, mnie się odmeldowywałeś. Co-co? Udajesz, że nie wiesz, co jest grane? Chłopaka zgubiłeś, mam go. Co? Chuj mnie to obchodzi. Nie masz wszystkich, skoro jeden jest u mnie. Powtarzam, mam w dupie głęboko, że liczba się zgadza, słyszysz? Skoro chłopak jest u mnie, to się nie zgadza. Widzę cię tu jutro rano, nie wiem, jak to zrobisz, masz go stąd zabrać. 
    Jasper pieprzył dalej, Yassin wyłączył go wpół słowa, rzucił telefon na stół. Przeszedł się wte i wewte krokiem bardzo wkurwionym, gdy się zatrzymał, zobaczył, że Kochanie siedzi przyczajone przy skrzyni, obserwuje chłopaka jak drapieżnik podczas polowania. Yassin szturchnął kota czubkiem buta. Chłopak, brudny, przemoczony, zaszyty w rogu skrzyni z egzotycznymi owocami, wyglądał jak siedem nieszczęść.
– Jasna pała – syknął Yassin – i co ja mam teraz z tobą zrobić? 


Jakoda?


900 słów = 90 pkt 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz