marca 18, 2024

Od William'a CD Chelsei

   Gdy cała grupa wróciła do domu, zastali widok, którego zdecydowanie się nie spodziewali. Cały przedpokój oraz salon wyglądał, jakby przeszło tamtędy tornado, a co gorsze, nie było widać zwierząt. Na kanapie leżała związana, nieprzytomną Eve, która była przykryta kocem, natomiast na fotelu obok siedział sam Caleb Burt.
— Miło, że zostawiliście dla mnie swoją blondwłosą koleżankę. — odparł mężczyzna, który zaraz spokojnie podniósł się z fotela i znacznie się uśmiechnął, co od razu podniosło ciśnienie całej czwórce.
— Tato, miałeś przywieźć mi Koko! — odezwała się nagle dziewczynka, który wyszła przed szereg.
— Widzisz córciu, ci ludzie, co stoją za Tobą, zabrali nam Twojego psa. — odpowiedział, wskazując bronią na przyjaciół.
— Jeszcze trochę, a pies by umarł z głodu, śmieciu! — warknęła czarnowłosa, która opierała się o swojego brata. — A dziecko jest zaniedbane. — dodała, marszcząc brwi z irytacji.
— Małe niedopatrzenie. — mruknął z obojętnością w głosie. — A teraz oddajcie mi dziecko, psa no i oczywiście Ciebie, Chelsea. — dodał, odbezpieczając pistolet w dłoni.
Wnet w kierunku Caleba zostały wycelowane trzy lufy broni palnych, co spotkało się z rozbawionym śmiechem ze strony mężczyzny. Opuścił broń i jednym ruchem dłoni całą czwórkę przyszpilił do ściany, w tym swoje dziecko, które jako jedyne prosiło o zostawienie wszystkich w spokoju, z czasem zamieniło się to w dziecięcy płacz. Coś, czego Caleb nie wiedział, to fakt, że moce telekinetyczne nie działają na demona, którego nie widzi. Byt stanął na środku salonu, spojrzał po swoich ludzkich przyjaciołach i widząc ich wkurzone, a zarazem przerażone spojrzenia, poczęstował się ich emocjami i czując duży przypływ energii, postanowił działać.
— Czas zakończyć ten teatrzyk. — powiedział z uśmiechem sadysty.
Bahamut zbliżając się do Caleba, ruchem ręki wydłużył swoje pazury prawej dłoni, po czym kilka kroków przed mężczyzną ukazał mu się, jednocześnie wbijając się w jego brzuch. Podniósł go na odpowiednią wysokość, żeby nawiązać z nim kontakt wzrokowy, dzięki czemu mógł zobaczyć jego przerażone spojrzenie. Zaczął pochłaniać jego energię życiową, żeby zwiększyć swoją siłę, a gdy usłyszał, jak ludzcy przyjaciele opadają na podłogę, zakończył żywo Burta, wysuszając go na rodzynka. Usatysfakcjonowany demon schował swoje narzędzie zbrodni i zbliżył się do domowników w celu udzielenia im pomocy. W końcu to Chelsea z Williamem są pokiereszowani, no i Eve... Wykorzystana, nieprzytomna.
— Co z Eve? — zapytał Willy, który rzucił się na drugi fotel.
— Oddycha, ale myślę, że lepiej będzie, jak obudzi się przy Chelsea. — odparł demon, który jednym ruchem pazura rozciął brudny materiał na nodze kobiety.
— Wiesz, co robisz? — spytała kobieta, która nie do końca ufała umiejętnością demona.
— To, że jestem dialidem i karmię się negatywnymi emocjami, nie znaczy, że nie potrafię regenerować ludzkiej tkanki. — odpowiedział spokojnie, po czym chwycił za środek odkażający oraz przytrzymał jej nogę, po czym polał ranę, a wiedząc, że kobieta będzie chciała się wyrwać, spętał ją ciemnymi mackami. — Zaraz przestanie. — dodał, "skleił" ranę oraz obandażował ją — W środku nadal jest rana, więc nie nadwyrężaj się. — wyjaśnił i spojrzał na Williama, a widząc jego liczne rany na ciele, wniknął w ciało swojego przyjaciela.
— Już sobie poradzę. — powiedział brunet, gdy Dylan chciał pomóc mu z ranami. — Lepiej zajmijcie się Eve, później dziecko. — dodał, delikatnie sycząc z bólu.
— Czy mój tata umarł? — spytała dziewczynka, która kucała przy ciele ojca. Cała trójka milczała. — Może to i dobrze. I tak mnie nie kochał. — dodała, nie przejmując się obecną sytuacją.
Gdy Chelsea wraz z Eve udały się do sypialni, Dylan pilnował małolaty, natomiast William musiał skorzystać z wanny w celu zmycia z siebie krwi oraz brudu. Czuł się wykończony psychicznie, jak i fizycznie, ale czy żałuje? Nie, bo pozbyli się Caleba, ale co będzie dalej, tego nikt nie wie.
W momencie, gdy wszyscy doszli do siebie, no oprócz Eve, która po powrocie do żywych jedyne co zrobiła, to wykąpała się i zamknęła się w pokoju wraz z Chelsea, a dziewczynka poszła spać wraz ze zwierzyńcem, który był zamknięty w piwnicy; William z Dylanem siedzieli w salonie i myśleli co zrobić z ciałem Caleba. Po kilku minutach w domu zjawiła się kobieta, której nikt się nie spodziewał, ba, nikt jej nawet nie znał, przez co dwójka mężczyzn od razu chwyciła za broń.
— Spokojnie Panowie, przyszłam tylko po mojego durnego brata. — powiedziała spokojnie, a gdy jej spojrzenie zatrzymało się na martwym ciele, delikatnie się uśmiechnęła. — No, no, no, tego się nie spodziewałam, że wielki pan z wygórowanym ego tak skończy. — dodała, odwracając wzrok na mężczyzn.
— Kim jesteś? — spytał Dylan, nie opuszczając celownika.
— Opuście broń, usiądźmy i pogadajmy. Nie potrzeba mi więcej wrogów. — powiedziała, zamykając za sobą uszkodzone drzwi. — Jestem Laney Cataleya, szefowa Mafii Shen, androidów, botów, cyborgów i tym podobne, a ten oto martwy osobnik to mój brat, który tylko sprowadzał moich ludzi na złą drogę i bardzo dobrze, że jest już martwy. — wyjaśniła, zajmując miejsce na jednym z foteli.
— I myślisz, że możemy Ci zaufać? — odparł William, siadając na oparcie drugiego fotela.
— Nie musicie, rozumiem was, ale mogę was zapewnić, że od tego momentu będziecie mieć spokój od moich ludzi. — spojrzała na dialida, następnie na lluxa, którzy w tym samym czasie spojrzeli po sobie.
— Czas pokaże. — mruknął dialid.
Wtem, jakby tego było mało, pojawiła się policja, a konkretnie ludzki funkcjonariusz, który wyglądał na zdziwionego i zarazem ciekawego obecnej sytuacji.
"Więcej was matka nie miała...?"
Jak się okazało, policja zna się z Laney i mają dobry kontakt ze sobą, a sam Caleb był poszukiwany w wielu krajach, a że teraz gryzie piach, sprawę można uznać za zamkniętą. Kobieta również obiecała, że od dzisiaj możemy wrócić do normalnego życia i przede wszystkim odpocząć, natomiast ciało Burta zostało zabrane przez policję.
— Wypadałoby odświeżyć białowłosemu dom. — powiedział Dylan, gdy dziwni goście opuścili domostwo — Przecież jak on to zobaczy, to zawału dostanie. — dodał, rozglądając się po salonie.
— Najpierw musimy dojść do siebie, chociaż w małym stopniu. — odpowiedział, wbijając swoje zamyślone spojrzenie w ścianę naprzeciw niego. — Później ogarniemy dom, o ile Masaaki nie pojawi się wcześniej. — dodał, zerkając na przyjaciela. Myślę, że śmiało mogą wejść na poziom przyjaciół.

Chelsea? c:

966 słów = 97 pkt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz