kwietnia 05, 2024

Od Chelsei CD William'a

     Wszystko, co dotąd spotkało całą czwórkę, odbiło piętno na ich psychice. W większym czy mniejszym stopniu - każdy z nich ucierpiał w jakiś sposób. Było to bardzo trudne dla całego towarzystwa, ponieważ odczuwali potężne zmęczenie w związku z wydarzeniami ostatnich tygodni. Jednak czas nie był łaskawy i wcale nie zatrzymał się w miejscu, wręcz przeciwnie, ciągle uciekał. Dlatego znajomi musieli odłożyć na bok regenerację; musieli doprowadzić mieszkanie ich przyjaciela do porządku. Wymiana drzwi, odmalowanie pokoi, ba, nawet musieli odkupić telewizor i kilka szafek, gdyż uległo to wszystko zniszczeniu. O drzwiach nie wspominając. Cały ten "remont" potrwał dobre dwa tygodnie, ponieważ wielu rzeczy nie mogli dostać od ręki, nawet jeśli byli w stanie zapłacić z góry. Przeciągnęło się to wszystko w czasie. Dziecko Caleba ciągle przebywało z nimi, ponieważ nie chciała iść od razu ze swoją ciocią, która była zdecydowanie bardziej normalna od jej ojca. Jednak nikt nie naciskał, pozwolili dziecku spędzić trochę czasu ze sobą i całym zwierzyńcem. Koko przez ten czas wręcz odżyła, gdy zobaczyła swoją właścicielkę. Chyba tak można ją nazwać, prawda? 

    Dni mijały niemiłosiernie szybko, ciągła rutyna, ale było to coś, czego potrzebowali - odpoczynku w minimalnym stopniu. Nawet jeśli codziennie nic szczególnego się nie działo, nie było tej adrenaliny, to oni nie narzekali. Córka Caleba, którą adoptował, tak naprawdę miała na imię Lara, więc tak się do niej zwracali. Była ogromną przylepą w stosunku do Eve, która wręcz nie mogła się od niej odpędzić, co nieco jasnowłosą irytowało, ale w końcu się przyzwyczaiła. William ciągle gdzieś znikał; zazwyczaj przebywał na ich prowizorycznej siłowni wraz z Dylanem. Chelsea jak zawsze zajmowała się kuchnią i zwierzętami, czasami przeglądała oferty pracy. W końcu ich sielanka niedługo się skończy. Na razie pieniądze na wszystko mają, ale co będzie później? Dlatego zmuszona była obserwować rynek, aby wiedzieć, czy znajdzie się coś, co będzie jej odpowiadało. Oczywiście, po powrocie do domu czekać ją będzie mały remont mieszkania, ponieważ ono również ucierpiało podczas tej szopki z Calebem. Zdążyła zamówić już nowe fronty szafek, kilka farb, gdyż chce przemalować mieszkanie, no i nowe posłania i miski dla podopiecznych. Jeszcze trochę rzeczy zamówiła, ale wszystko będzie dopiero w kolejnym tygodniu, czyli wtedy, gdy mają opuścić to mieszkanie. 
    Tego wieczoru cała piątka siedziała w salonie, rozmawiając i oglądając telewizję. W sumie, to Lara najbardziej była skupiona na tym drugim niż na rozmowie. Towarzystwo piło w spokoju alkohol, oczywiście nie przesadzając z jego ilością ze względu na dziecko. Nie chcieli, żeby kreowała na nich swój wzór do naśladowania czy do wyrobienia kolejnej traumy. Chelsea oparła głowę o ramię swojego brata, ciężko wzdychając. Z jednej strony chciała powrót do swojej dawnej rutyny, ale z drugiej, to chciała mieć minimalny kontakt z pozostałą dwójką. To nie tak, że nagle stali się bliżsi jej sercu. Polubiła ich, zaufała i chciałaby ich mieć chociaż trochę w swoim życiu. W końcu przez tyle lat nie miała nawet przyjaciółki czy tam dobrej koleżanki. Ciągle żyła tylko w zamkniętej klatce ze swoim bratem, ograniczając kontakt z innymi do minimum. Dlatego miała w głowie ogromny mętlik, gdzie trwała wojna między Utrzymuj z nimi kontakt vs Odpuść sobie tę paradę
    Z tego rozmyślania wyrwało ją delikatne szturchnięcie ze strony Dylana, na którym opierała głowę. Spojrzała na niego, oczekując odpowiedzi, na co ten jedynie posłał jej szeroki uśmiech. Niezbyt rozumiała o co mu chodzi, ponieważ była wręcz wyłączona ze swojego towarzystwa.
- No to co, niedługo wszyscy wracamy do swojej codzienności. - stwierdziła Eve, która głaskała jednego z psów, który leżał obok niej. Był to pinczer, który upodobał sobie każdego, kto go pogłaszcze i da przysmaczek. Najbardziej jego urokowi ulegała blondynka. - Więc wypadałoby się zdecydować, czy bierzesz tego psa, czy nie. - skierowała swoje spojrzenie na Williama, który głaskał owczarka. No tak, ich więź była wyjątkowa.
- To jednak obowiązek. - stwierdził dialid, rozkładając się na fotelu ze szklanką whiskey w dłoni, uważając, aby nie rozlać napoju. - A nie wiem, jak będzie wyglądać moja rutyna, praca i wszystko. Nie chcę zniszczyć jego zaufania do ludzi. - przyznał, drapiąc towarzysza za uchem. Psiak wręcz domagał się pieszczot, a merdanie ogonem i radosne spojrzenie mówiło samo za siebie.
- Jak go zostawisz ze mną, to będziesz skazany na częste odwiedziny. - oznajmiła Chelsea, upijając trochę wina. - No i skażesz go na to, że będzie tęsknić. Inaczej jest, jak odwiedzasz takiego psa, a inaczej, jak masz pod własnym dachem.
- Wiem, wiem. Tylko chodzi o to, że nie chce też go wziąć, a potem nie mieć czasu ze względu na pracę. - przyznał, nawiązując kontakt wzrokowy z pupilem.
- To bardzo mądre. Tak to Cię zapomni i nie będzie aż tak bardzo cierpiał niż jak go weźmiesz do domu i zaniedbasz. Może Eve mogłaby się nim zająć, ale to nigdy nie będzie ta sama więź. - dopowiedział Dylan, więc wszyscy ciężko westchnęli. 
    Zwierzę to duża odpowiedzialność, dlatego Chelsea doceniała to, że William nie chciał podejmować spontanicznej decyzji opartej tylko na emocjach. Naciskać na niego nie mogła, jak nie weźmie psa, to przynajmniej będzie mógł go dalej odwiedzać. No, dopóki nie znajdzie nowego, kochającego domu. Nie skupili więcej uwagi na tym temacie, wręcz skakali po kolejnych. Kiedy zrobiło się dość późno, a Lara zasnęła na drugim fotelu, cała czwórka postanowiła ogarnąć w salonie i rozejść się do swoich pokojów. Co prawda Lara spała w salonie z całym zwierzyńcem, jedynie Dylan przeniósł ją na kanapę, którą wcześniej rozłożył. 
    Kilka dni później całe towarzystwo musiało się rozdzielić. Nim to nastąpiło, przyjechała ciocia dziewczynki, która postanowiła się nią zaopiekować, a także Koko. Chelsea miała jedynie mieć możliwość organizowania niezapowiedzianych odwiedzin, na co kobieta przystała. Lara ze wszystkimi się pożegnała, a psina podeszła jedynie do rodzeństwa. Mieli nadzieję, że tym razem wszystko będzie z nią w porządku i nie zostanie drugi raz potraktowana, jak zwykła zabawka. Masaaki również się zjawił, aby sprawdzić stan mieszkania. Na szczęście wszystko było w stanie idealnym. Pomijając fakt, że trochę rzeczy musieli wymienić i odświeżyć. Jednak w taki sposób mogli się odwdzięczyć. Mężczyzna był rozbawiony tym, kiedy cała czwórka milczała na temat tego, dlaczego są nowe drzwi. Cóż, nic nie umknęło jego uwadze, lecz nie był zły. Podziękował jedynie, że postanowili doprowadzić mieszkanie do stanu pierwotnego. Dopiero po tym oficjalnie się pożegnali i rozeszli w swoje strony, przed tym oczywiście przytulając się i umawiając, że w wolnym czasie pójdą na kawę. William nie zdecydował się zabrać psa, gdyż uznał, że najpierw sprawdzi, jak będzie wyglądała jego nowa praca i dopiero wtedy podejmie ostateczną decyzję. Rzecz jasna Dylan uznał, że zawsze będzie to dobry powód, aby się spotkać na piwku, na co Chelsea przewróciła oczami. 


*** 

    Powrót do odświeżonego mieszkania, ale przede wszystkim swojego, to było jedno z najprzyjemniejszych uczuć, jakie można doświadczyć. Nie ma to jak w domu, to idealnie odzwierciedla to, jak rodzeństwo się czuło tutaj swobodnie. Pupile również były ucieszone, kiedy znowu mogły być u siebie. Podróż do domu byłaby dla nich uciążliwa, ale na szczęście Masaaki użyczył im swojej mocy z teleportacją, więc dość szybko znaleźli się w swoich czterech ścianach. Nie mieli transporterów, ponieważ uległy zniszczeniu po tym, jak Caleb włamał się do ich tymczasowego mieszkania. Teraz nie pozostało im nic innego, jak wrócić do swojej poprzedniej rutyny. 
    Wszystko szybko wróciło na właściwie tory. Dylan utrzymywał kontakt z Williamem, często informując go o tym, że pies co nieco przeżywa rozstanie. Nie było dramatu, a rozmowy na kamerce trochę łagodziły stan owczarka. Jednak obecnie Willy nie mógł ich odwiedzić, minęło dopiero pięć dni, ale stwierdził, że musi najpierw wybadać grunt i nie chce się rozpraszać. Rodzeństwo to rozumiało i nie naciskało. W końcu sami mieli ręce zawalone robotą, o czym nie mówili wprost. Robili swoje i zachowywali się tak, jak zawsze. Mimo, że kilka minut przed połączeniem ze znajomymi dopiero co zakopywali jakieś ciało. Nie było to ważne, tak? Są zabójcami, musieli rozdzielić pracę od życia, aby nie popaść w obłęd. To wychodziło im naturalnie. Czasami zastanawiali się, czy nie zapodziali gdzieś swojego człowieczeństwa... ale to nie było teraz najważniejsze. 
    Jednak każdy ma pewne granice. Tak było w przypadku czarnowłosej, która zmuszona była udawać prostytutkę. Nienawidziła tego teatrzyku, ale była zmuszona ze względu na zlecenie. Rzadko kiedy się tego podejmowała, zwykle pieniądze grają tutaj najważniejszą rolę. Dwa miliony chronosów, to była odpowiednia kwota, aby się tego podjęła. Nie było problemem też, kiedy musiała robić takie rzeczy dla kobiet. Problem robił się w momencie, gdy pojawiał się mężczyzna. Tutaj Chelsea zmuszona była ukryć to, jak źle się czuje w takim towarzystwie. Była perfekcyjną aktorką, czasami zatracała siebie, ale powrót do domu wszystko weryfikował. Kobieta zamykała się w łazience i znikała na dobrą godzinę, czasem nawet na dwie. Nie dopuszczała do siebie własnego brata. Musiała to jakoś odreagować. Nie doszło do niczego nadzwyczajnego, to było tylko dotykanie, ocieranie się, pozwalanie na dotknięcie swoich włosów, swojego biustu, swoich bioder... cel nie zdołał zrobić niczego więcej, ponieważ kobieta zdołała się go pozbyć. Jednak nieprzyjemne uczucie tego dotyku wciąż na niej pozostawało. 
    Po wyjściu z łazienki na nowo przybierała maskę, że wszystko jest w porządku. Dylan widział, że Chelsea udaje, że nic nie jest w porządku. Starali się brać takich zleceń, jak najmniej albo w kryzysowych momentach. Teraz nie było kryzysu, lecz kobieta chciała się zabezpieczyć na przyszłość, tak w razie czego. Chciała mieć jakieś zaplecze. Postawiła granicę, którą sama naruszyła. Czuła się źle, wręcz chciała zapaść się i zapomnieć o tym wszystkim. Jednak nie było jej to dane, ponieważ dzisiaj przyszli do nich goście - William i Eve. Nie miała czasu na dalszy kryzys, musiała doprowadzić siebie do porządku, przywrócić poprzednią Czarną, a było to nie lada wyzwanie. 
- Możemy odwołać spotkanie, dla Twojego komfortu. Jak dojdziesz do siebie, to sami ich odwiedzimy. Nie obrażą się przecież. - oznajmił Dylan, podchodząc do siostry, ale zachował większy dystans między nimi. Nie chciał bardziej się jej narzucać, już i tak wystarczająco dzisiaj zrobiła. Najgorsze w tym wszystkim było to, że to on wdał się w rolę ochroniarza. Był tam ze względu na to, iż Chelsea go prosiła. Był tam w razie czego, żeby móc ją wyręczyć lub zareagować, gdyby ten chciałby ją skrzywdzić. Otworzył usta, aby powiedzieć, że odwoła plany, ale wtedy kobieta przytuliła się do niego na tyle mocno, pozwalając sobie na chwilę słabości i płaczu. Nikt nie znał czarnowłosej od tej strony oprócz jej brata. W końcu spędzili ze sobą całe życie. Ciężko westchnął, obejmując swoją siostrę, chowając nos w jej włosach. Delikatnie gładził ją po plecach, stojąc w ciszy. - To było ostatnie takie zlecenie, nieważne ile następnym razem zaproponują, nie weźmiesz tej pracy. - kobieta tylko pokiwała głową, mocniej wtulając się w ciało swojego brata. 
    Odsunął kobietę od siebie, łapiąc za jej podbródek, aby unieść go delikatnie do góry. Widząc, że jej oczy są czerwone, jedynie westchnął. Otarł kolejne łzy, które spływały po bladych policzkach. Nie rozumiał, czemu to zrobiła. Pieniądze to tylko pieniądze, własne granice są ważniejsze od nich. Nie widział sensu w przekraczaniu ich tylko po to, aby zdobyć jakąś sumę. Pocałował kobietę w czoło i kazał jej się ogarnąć, ponieważ za dziesięć minut mają gości. Chelsea zniknęła w swojej sypialni, a Dylan sięgnął po telefon i napisał SMSa do Williama:
D: Nie przytulajcie dzisiaj Chelsei. 
W: ??
D: Dużo tłumaczyć. Dzisiejsze zlecenie ją trochę zmiotło. 
    Tak naprawdę, to nie chciał o tym mówić. Wiedział, że jego siostra nie chciałaby, aby ktokolwiek o tym wiedział. Albo powie sama albo nie, proste. Nim zdołał się zorientować, goście przybyli na miejsce. Chelsea przyszła w delikatnym makijażu, starała się zachować dobrą minę, ale Dylan doskonale wszystko widział, szczególnie to, jak bardzo się do tego zmusza. Najwyżej przegoni Williama i Eve, powinni zrozumieć. Willy wyciągnął rękę, aby przywitać się z Dylanem, ale zamiast tego, to do jego ciała przylepiła się czarnowłosa. Cała trójka spoglądała na siebie zdezorientowana. Cóż, tego raczej nikt się nie spodziewał, prawda? W końcu Chelsea jest dość zamknięta i nie lubi za dużo czułości z kimś, kogo aż tak dobrze nie zna. Rzadko kiedy przytula mężczyzn, raczej od tego stroni. 
- Wszystko w porządku? - spytał, na co kobieta jedynie pokręciła głową. 
    To był ten moment, kiedy Chelsea nie potrafiła utrzymać swojej maski. Było to jej pierwsze tak potężne załamanie. Mimo, że brała takie prace wcześniej, to przez nie najbardziej zraziła się do mężczyzn. Po kilku minutach przenieśli się do salonu, gdzie przygotowane były przekąski i alkohol. Oczywiście czarnowłosa w końcu odkleiła się od dialida i przytulała się do jednego z psów, jednocześnie opierając się o Eve, która gładziła ją po ramieniu. 
- Co to było za zlecenie? - zapytał William, na co czarnowłosa niemalże od razu nawiązała z nim kontakt wzrokowy. 
- Dwa miliony chronosów. - westchnął Dylan, na co pozostała dwójka miała oczy tak wielkie, jakby miały im zaraz wypaść. - Jedyny warunek był taki, że Chelsea musiała... pójść do burdelu i udawać prostytutkę. Nie możemy za bardzo zmieniać wymogów zleceniodawcy. Nic nie wchodziło w grę, jedynie miała zabić cel nim dojdzie do czegoś więcej. Był to jeden z bogatszych klientów burdelu, ulubieniec a jednocześnie najbardziej znienawidzony człowiek. Wykorzystywał dziewczyny do swoich chorych fetyszów i sprawiał problemy. Szczególnie, kiedy myślał, że pieniądze mogą zdziałać wszystko. Reszty można się domyślić. - oznajmił, upijając trochę alkoholu. 
- Po co na to poszliście...? - zapytała Eve, która spoglądała na dwójkę z niedowierzaniem.
- Bo potrzebujemy pieniędzy. - odparła Chelsea. 
- Nie potrzebujemy aż tylu, na wszystko nas stać, więc to było po prostu... lekkomyślne. - prychnął Dylan, przeczesując swoje ciemne kosmyki. - Nie chciała się zamienić. Może i nie mam kobiecych kształtów i moja twarz też idealnie w kanon kobiety się nie wpasowuje... ale makijaż może wiele zdziałać, prawda? Był naćpany, nie ogarnąłby, kogo dotyka. 
- Czekaj. Dotykał? - mruknął William. - Myślałem, że jesteście bardziej... bezwzględni i zabijacie od razu, a nie...
- Wymóg był taki, aby dać się dotknąć, ale nie pozwolić się wyruchać. A w tym przypadku było blisko. Bardzo blisko. - dodał ostatnie słowa niemalże szeptem. - Zmieńmy temat. Opowiedz, co w końcu z psem i jak Twoja, a raczej Wasza sytuacja finansowa? W czym siedzicie? 

William? :3

2269 słów = 227 pkt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz