maja 06, 2024

Od Hamzy CD Iliyana

Hamza wiedział, że Riza nie obrazi się gdy dowie się komu Hamza pożyczył jego ubrania. Bez pytania. Jakaś część samego mężczyzny czuła się niekomfortowo na myśl o tym, że rozporządza własnością swoich kompanów bez konsultacji z nimi, traktując ich bardziej jak podwładnych niż towarzyszy. Przyjaciół. Choć relacje w ich niedużej grupie bywały burzliwe, na dłuższą metę dogadywali się na tyle dobrze by unikać konfliktów, operując na prostym założeniu że wszyscy są równi i nawet Hamza, jako niepisany lider, nie doprasza się o więcej, o lepiej, o podział na ważnych i ważniejszych. Uparty głosik z tyłu jego głowy szeptał mu na ucho, gdy prowadził Iliyana schodami na piętro domu w którym wszyscy mieszkali, że powinien był spytać. Powinien był upewnić się, że Rizie na pewno nie będzie przeszkadzać otwarcie garderoby przed nie tylko kompletnie obcą osobą, ale i członkiem rodziny z którą wszyscy jak jeden mąż mieli, mówiąc delikatnie, na pieńku. Rizie, ze wszystkich osób, temu z nich, który w życiu miał najmniej dla siebie, a i tak zawsze jako pierwszy wyciągał ku wszystkim pomocną dłoń, idąc przez życie z tą swoją niedorzecznie altruistyczną duszą na ramieniu.Zacisnął szczękę, tłumiąc w sobie zarówno rodzące się powoli wyrzuty sumienia, jak i chęć rzucenia okiem przez ramię na młodzieńca idącego krok w krok za nim, gdy korytarzem zmierzali ku sypialni Allermana. Riza zrozumie. Hamza wyśle mu wiadomość i Riza zrozumie. Riza zawsze rozumiał.
Wcale nie umniejszało to poczucia winy, które rodziło się w żołądku dialida niczym lód rozprzestrzeniający się po tafli jeziora.
- Rozgość się - oznajmił z miłym uśmiechem, otwierając na oścież drzwi sypialni należącej do młodego yeparda. Poza wszechobecnym rozgardiaszem, który sam Riza określiłby raczej mianem artystycznego nieładu, pokój emanował raczej przytulną energią pomieszczenia kochanego i zadbanego na tyle, by zdołało gdzieś po drodze przesiąknąć spokojem wyczuwalnym od samego progu. Lód spowijający powierzchnię we wnętrzu Hamzy urósł nieco grubszy, ale szybkie zmarszczenie brwi wystarczyło by z powrotem pochwycił wodze własnych emocji. Riza zrozumie.
Iliyan rzucił na okiem najpierw na niego, potem na wnętrze pomieszczenia, zanim podziękował mu skinieniem głowy i przekroczył próg.
- Możesz przejrzeć szafę i wybrać to, co najbardziej przypadnie ci do gustu. Może nie są to ubrania w stu procentach w twoim stylu - to było bardzo duże niedopowiedzenie, ale Hamza nie zamierzał przyznawać się do tego, że wie dokładnie kim jest Iliyan Arroyosa i do jakich standardów jest on przyzwyczajony - ale mam nadzieję, że znajdziesz coś, co będzie ci pasować. Zostawię cię samego żebyś mógł się przebrać. - Dialid błysnął zębami w kolejnym uśmiechu, odwrócił się i opuścił pokój, zamykając za sobą drzwi. Oparł się plecami o ścianę korytarza obok framugi i założył ręce na piersi z zamiarem zaczekania (i być może odrobinę nadstawienia uszu), nie przyszło mu jednak czekać zbyt długo; nie minęła minuta, a drzwi otworzyły się znowu i z sypialni nieśmiało wyjrzał różowowłosy, nieco speszony młodzieniec.
- W porządku? - Hamza nie ruszył się z miejsca, ale jego uwaga skupiła się na chłopaku, który przestąpił z nogi na nogę. Wyglądał jakby czuł się niezręcznie, za co w gruncie rzeczy nie można było go winić; znajdował się mimo wszystko w obcym domu, z obcą osobą, w ubraniach splamionych czyjąś krwią...
Oczywiście.
Krew.
Hamza miał ochotę strzelić się otwartą dłonią w sam środek czoła.
- Mógłbym może... - Iliyan uciekł wzrokiem w bok, na ułamek sekundy tak krótki, że nadzwyczaj łatwo byłoby przegapić ten ruch gdyby nie patrzyło się prosto na Arroyosę. Chłopak odchrząknął cicho. - Skorzystać z łazienki? Rozumiesz, cała ta... krew...
- Oczywiście. Drzwi na końcu korytarza, po prawej.
- Dziękuję.
- Prysznic może się trochę zacinać, krzyknij jeśli będziesz mieć z nim problemy.
Lepsza osoba niż Hamza mogłaby powiedzieć, że wcale nie pozwoliła oczom uciec nieco za Iliyanem, gdy ten szybkim krokiem przemierzył korytarz w kierunku łazienki i zamknął za sobą drzwi tak miękko, jakby obawiał się, że nawet najcichszy odgłos może zbudzić jakąś wyimaginowaną bestię mieszkającą pod panelami podłogowymi. Lepsza osoba niż Hamza wcale nie zwróciłaby uwagi na jego figurę i obcisłe spodnie, które z tyłu wcale nie były ubrudzone krwią napastnika, zupełnie jakby młodemu Arroyosie nie przydarzyło się tego dnia nic specjalnego. Ale Hamza nie był lepszą osobą, więc pozwolił sobie na moment prostej przyjemności jaką było najzwyczajniejsze w świecie patrzenie na coś, co mu się podobało. Lub, w tym przypadku, kogoś.
Drzwi zamknęły się jednak z niemalże niesłyszalnym szmerem, zdecydowanie zbyt odcinając go od przyjemnego widoku. Dialid westchnął w duchu i, nie ruszając się z miejsca, sięgnął do kieszeni po telefon. Riza zasługiwał przynajmniej na bycie poinformowanym o tym, że Hamza wpuścił kogoś i do jego sypialni, i do jego garderoby, nawet jeśli szansa na to, że w jakimkolwiek stopniu wyprowadzi go to z równowagi, była naprawdę nikła. I już-już naciskał "wyślij", gdy drzwi na końcu korytarza uchyliły się ponownie, równie cicho, i nieśmiało wychyliła się zza nich burza wściekle różowych włosów.
Hamza uśmiechnął się pod nosem.
- Prysznic?
- Tak.
- Już idę.
Oderwał się od ściany, o którą opierał się barkiem, i uchyliwszy drzwi nieco szerzej wszedł do łazienki. Awaria prysznica nie była dla niego zaskoczeniem; zacinał się praktycznie odkąd mężczyzna wszedł w posiadanie domu, ale wszyscy domownicy zdążyli przyzwyczaić się do kabinowych kaprysów i wyrobić sobie metody radzenia sobie z nimi, nie było to więc problemem na tyle uciążliwym, by komukolwiek chciało się szukać hydraulika (być może poza Korcanem miewającym te swoje dni, kiedy trzeba było niemalże siłą powstrzymywać go od rozkręcenia czegoś na części, bo wszyscy dobrze wiedzieli, że nie będzie miał potem pojęcia jak złożyć je z powrotem w całość). Prawdziwe zaskoczenie natomiast stanowił fakt, że Iliyan Arroyosa - drobny, z różowymi włosami i wystającymi obojczykami, we wgłębieniach pod którymi w ostrym świetle żarówki zbierały się zimne cienie - stał na łazienkowym dywaniku przed umywalką boso, owinięty w ręcznik i, jak wnioskować można było po stercie ubrań kopniętych na bok, nic więcej. Uśmiech Hamza poszerzył się nieznacznie, nabierając nieco drapieżnego wyrazu. Sam mężczyzna jednak zawahał się w progu jedynie na sekundę, po czym sięgnął pod prysznic, by podważyć kurek w wyćwiczony latami użytkowania sposób.
- Następnym razem radziłbym sprawdzić zacinający się prysznic zanim wyskoczysz z ubrań - rzucił niezobowiązująco, tonem bardziej żartobliwym niż nie. Ręcznik zaszurał za nim, sugerując, że rozebrany młodzieniec przestąpił z nogi na nogę, w jego głosie nie słychać było jednak obrazy gdy sam się odezwał:
- Bardzo odważnie zakładasz, że będzie w ogóle jakiś kolejny raz.
- Owszem.
- Jesteś wybitnie pewny siebie.
- A nie powinienem?
Woda prysnęła na ścianki prysznica, niemal od razu wypełniając powietrze gorącą parą. Hamza zaklął pod nosem, gdy poczuł, jak ciepła wilgoć przesiąka mu przód koszuli, wyprostował się i sięgnął po ręcznik, przy okazji posyłając Iliyanowi nieco przekrzywiony uśmiech. Miał przy tym nadzieję że wcale nie przewidziało mu się to, jak oczy młodzieńca skoczyły najpierw w dół, na materiał przyklejający się do skóry na piersi dialida, a potem z powrotem w górę, na jego twarz, jakby do różowowłosego dotarło, że niezbyt kulturalnie jest gapić się na przemoczonego prawie-nieznajomego. Cóż, przynajmniej rzekomo. Sam Hamza nie miałby podobnych oporów gdyby role były odwrócone.
Łazienka nie była duża, a unosząca się w niej para osiadała na lustrze i odkrytych ramionach Arroyosy. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, Hamza z uśmiechem igrającym na ustach, Iliyan ubrany w nic ponad ręcznik i własna duma członka bogatej, szanowanej rodziny.
- Myślę że dobrze być w życiu pewnym siebie - odezwał się w końcu dialid, robiąc pół kroku w kierunku młodzieńca dalej tkwiącego obok umywalki. - I myślę że szansa na to, że spotkamy się jeszcze w podobnych okolicznościach, jest dość duża.
- Mam nadzieję, że to nie groźba.
- Raczej sugestia. Może nawet propozycja.
- A jeśli jej nie przyjmę?
Mężczyzna wzruszył ramionami, odsuwając się i dwoma krokami wychodząc z powrotem na korytarz. Powietrze poza łazienką było znacznie chłodniejsze i zdawało się wsiąkać w jego mokrą koszulę dokładnie tak, jak zrobiła to wcześniej woda.
- Masz do tego pełne prawo - stwierdził, zmierzając do własnej sypialni. Teraz obaj musieli się przebrać. - Ale coś mi mówi że przyjdziesz do mnie z własnej woli.


Iliyan?

1303 słów = 130 pkt 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz