maja 07, 2024

Od Kaia CD Yassina

     Czasami życie bywa bardzo niesprawiedliwe. Odbiera życie tym, którym nie powinno. Kradnie cierpliwość tych, którzy uważają się za bogów zesłanych na Ianiferię, trzymających pieczę nad losem obywateli nacji. Wydawać się może, że Lucius traktuje każdego, jak najzwyklejszego robaka, taki wypełzający z ziemi, gdy nie jest przez nikogo potrzebny. Tak traktował wszystkich nieznajomych. No a teraz jeszcze mafię portową. To nie tak, że uważał ich kiedykolwiek za równych sobie. Może i lubił Hogana, gdyż niejednokrotnie przegrywał z nim w pokera,  więc wiele zdobyczy wisi na ścianie w biurze dialida. Raz zdarzyło się, że głowa Scars przegrała własne oko, ale Lucius nie byłby sobą, gdyby coś takiego przyjął ot tak. Nawet jeśli był to zakład. Darował mu to, lecz niech nikt nie myśli, że mężczyzna zrobił to bezinteresownie. Ba, to byłoby za piękne. Zamiast jego gałki ocznej, zapragnął głowy jednego z jego ludzi. Było to dla niego bardziej opłacalne niż jakieś tam oko. Czy poszedł na to? Oczywiście, że protestował, ale miał na to czas. Ów dług do dzisiaj nie został spłacony, a minęło dobre parę miesięcy. Lucius miał dużo cierpliwości do swojego kompana, więc nie naciskał, zawsze mógł to wykorzystać na swoją korzyść lub własnych dzieci.
    Kai dokładnie opowiedział o tym, co się działo przez ostatni czas, więc głowa Firebane postanowiła odebrać swój dług. Najpierw wszedł sam, a różowowłosy diald miał dołączyć do niego, jak ten go zawoła. Jednak los nigdy nie był łaskawy dla mężczyzny. Yassin, znowu irytująca istota, która działała na Kaia, jak płachta na byka. Próby ucieczki czy odejścia od niego na niespełna metr... było ciężko. Zamiast siedzieć u Hogana, to kręcił się po melinie... znaczy, po miejscu, w którym mieszkała załoga. Ciężko było to nazwać domem czy czymś podobnym. Na każdym rogu czyhał brud. Młodego mężczyznę aż wzięło na wymioty, lecz zachowywał kamienną twarz. Nie dał po sobie poznać, że coś jest nie tak. Był pedantem, porządek i czystość, to coś, co było u niego na pierwszym miejscu. Nienawidził takich miejsc jak to. Fakt, że Yassin proponował mu coś do picia... obrzydzało go. Nie chciał, nawet nie miał zamiaru dotykać tak brudnych szklanek, poza tym, to co się tutaj działo, co zobaczył, cóż, zdecydowanie miał dość. Zamiast zbliżyć się do gabinetu szefostwa, to się oddalał i to z każdą kolejną minutą. Poznał podopiecznego mężczyzny. Chociaż w czymś się zgadzają i dogadaliby się pod tym względem, czyli kotów. Teraz to jednak nie grało żadnej roli. Nie są kolegami ani nikim takim. Ich relacja jest czysto biznesowa. O ile można stwierdzić, że oddawanie (a wcześniej odkupienie własnego konia) od złodzieja, to biznes. Bardzo kontrowersyjne. 
    Jakby podsumował to miejsce, w którym się znalazł? Ciężko znaleźć odpowiednie słowo. Wszędzie coś leżało, to jakaś pusta butelka, to jakaś guma przyklejona do ściany lub blatu, a o tym, że na stoliku waliło się od różnych naczyń, to był najmniejszy problem. Sam nie mógłby żyć w czymś takim. Nie rozumiał, jak ludzie mogli funkcjonować w takich warunkach, przecież to było niewykonalne. Można śmiało stwierdzić, że Kai byłby tutaj typową sprzątaczką, która by wyzywała każdego, komu spadnie, chociażby mały okruszek na ziemię. Sam trzymał w ryzach swoich podwładnych i nie pozwalał na zaniedbanie posesji, w której mogą mieszkać. Pomijając już fakt, że to jego ojciec powinien się tym bardziej zająć, ale to nieważne. 
    Wszelkie sztuczki czarnowłosego tylko sprawiały, że ciśnienie podskakiwało Kaiowi, który miał serdecznie dość jego cyrków. W końcu dotarli na koniec wycieczki, co z lekka zbiło dialida z tropu. Oszczędzenie innej osoby? Ktoś miałby przyjąć karę za kogoś? Niedorzeczność. Prychnął zirytowany, rzucając w mężczyznę brudną rękawiczką, na której coś się osadziło, a odsłoniętą dłoń schował w kieszeni spodni. Patrzył na niego z góry, przeszywające, chłodne spojrzenie. Gardził czymś takim. Nie odpuści temu, kto faktycznie zawinił. Nie, nie polubił go. Najzwyczajniej w świecie ma swoje zasady.
- Nie wiem, jakie zasady wyznajesz, ale w Angels nie ma przebaczenia, a tym bardziej przyjęcia cudzej głowy za czyny innej osoby. Poza tym Hogan i Lucius mają niedokończone sprawy. Ma do spłacenia pewien dług. - oznajmił, przechylając głowę na bok, gdy zauważył lekkie zawahanie się ze strony mężczyzny. - Skądś się wzięło, że wasz własny szef każe się trzymać z daleka od Angels. - dodał, zmniejszając dystans między nimi. Cały ten czas Kai widział kulę energii, która nie napełniała się, więc zdawał sobie sprawę, że i tak ścięcie głowy Yassina nic mu nie zrobi. - Poza tym, czemu oferujesz coś, czego i tak nie możesz zrobić? - spytał, cofając się o kilka kroków.
- Co? - spytał, drapiąc się po karku. - Przecież ścięcie głowy, to dużo, prawda? - bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Ścięcie głowy Yemungo nic nie zmieni i nie umrzesz. A nie na tym mi zależy. - westchnął dialid, a następnie obrócił się i skierował do drzwi. Dzięki Yassinowi poznał trochę zakamarków tego miejsca, więc swobodnie mógł się teleportować, tym samym uciekając od rąk mężczyzny, który próbował go zatrzymać. - Pokazałeś wrogowi coś, czego nie widział, więc mam przewagę. Wsparłeś moją moc, dzięki. - rzucił na odchodne, przenosząc się przed gabinet Hogana. Nie był w środku, więc logiczne, że nie pojawił się w środku. Zapukał, ale odpowiedziała mu cisza. Zmarszczył brwi, naciskając na klamkę, a przez to pchnął drzwi, dzięki czemu zauważył, że w środku nikogo nie było. Najpewniej przenieśli się w inne miejsce. Westchnął niezadowolony, wracając do swojego domu... z pasażerem na gapę. 
    Yassin w ostatniej chwili złapał za rękaw Kaia, więc automatycznie przeniósł się z nim. Czy był z tego zadowolony? Oczywiście, że nie. Było to utrapienie. Potraktował gościa zirytowanym spojrzeniem, ale nim zdołał coś powiedzieć, to z sypialni wyszła Thaola, która zaklaskała na widok nieznajomego. Chociaż kojarzyła go, bo kilkukrotnie widziała, jak Kai z nim rozmawia podczas odbioru konia.
- Przyprowadziłeś kolegę? Świetnie, w końcu poznam kogoś, mam nadzieję, normalnego! - oznajmiła nazbyt radośnie, aby porwać Yassina do kuchni. - To, skąd się znacie? Długo się trzymacie? Wcześniej Cię nie widziałam. Kai jest zamknięty, więc rzadko przyprowadza znajomych. Już się martwiłam, że nie zna nikogo spoza Angels. Nie mam do nich problemów, są fajni, niektórzy, ale no... przydałby się ktoś świeży, z zewnątrz, rozumiesz? - zalała go falą pytań i jednocześnie swoimi zmartwieniami.
- Ah. Wiem, wiem, ale Kai jest bardzo wstydliwy. No wiesz, jak jest... kiedyś się poznaliśmy w jednym pubie, pomogłem mu, jak wdał się w bójkę z jakimś chłopakiem. Oblał go drinkiem i Kai się wkurwi... wkurzył. Nie pamiętam nazwy miejsca, to było tak dawno. Już trochę czasu minęło! - oznajmił mężczyzna, wyciągając rękę do kobiety. - A tak w ogóle, to jestem Yassin!
- Thaola. Miło mi! - odparła, ściskając rękę mężczyzny. - Poopowiadaj mi, czemu nas nie odwiedziłeś jeszcze?
- A, bo ja mam ciężką pracę! Ostatnio dużo podróżuję, nie mogę cały czas przyjeżdżać. Kilka razy wpadłem, ale Ciebie nie było. - stwierdził, robiąc zamyśloną minę.
- Oh. Kai mi nic nie mówił, dupek. - ostatnie słowo dodała niemalże szeptem i idealnie, bo w tym momencie pojawił się różowowłosy dialid. - Rozmawiam z Yassinem, możesz nie przeszkadzać? - spytała, opierając dwie ręce na klatce piersiowej partnera, próbując przepchnąć go do tyłu, co skończyło się marnym skutkiem.
- O czym rozmawiacie? - zapytał, ignorując to, co próbowała zrobić niebieskowłosa.
- A co Cię to? - odparła kobieta, ciągle próbując pozbyć się mężczyzny z kuchni. - Oh. Nie zaproponowałam niczego do picia! Kawę, herbatę, sok? - wręcz odskoczyła od Kaia, stając przed Yassinem.
- Może być herbata. - odparł czarnowłosy, mierząc się z Firebane'em wzrokiem.
- Dobra, to ja zagotuję wodę, a Ty - wskazała palcem na Kaia. - Idź do Dyori. Coś jest nie tak, odkąd wróciła z przejażdżki z Lutherem. Chyba coś się stało. Albo niedługo coś się stanie. - westchnęła, spoglądając na partnera, który podniósł ręce w geście kapitulacji i przeniósł się do stajni sprawdzić, co jest z jego klaczą.
- Wow, nie sądziłem, że Kai się kogoś słucha poza samym sobą. - stwierdził Yassin, na co Thaola się zaśmiała.
- Ciężko rywalizować z córką prezydenta, nie sądzisz? - odparła pytaniem, posyłając rozbawione spojrzenie. - Mam nadzieję, że częściej będziesz wpadać. Jesteś zabawny, polubiłam Cię.
- Już, już, nie chwal mnie tak, bo jeszcze Kai będzie zazdrosny. - oznajmił, zakładając ręce za głowę. 
    Kiedy dwójka rozmawiała w kuchni, dialid siedział w stajni, sprawdzając, czemu Dyori podobno dziwnie się zachowuje. Na widok swojego właściciela niemalże od razu przytruchtała, nerwowo kręcąc się w miejscu. Nie rozumiał, co takiego nią kierowało. Ciężko westchnął, kładąc dłoń na szyi klaczy. Następnie spojrzał na zegarek, jak się okazało, to była godzina, w której zwykle znikała ze stajni. Może obawia się? Było to bardzo możliwe. Nie mógł jej zabrać do domu, takiej opcji w ogóle nie brał pod uwagę. Mógłby spędzić cały wieczór w stajni, ale ktoś musiał przypilnować Yassina. Dlatego wysłał Luthera do domu, aby miał oko na ich gościa. No i cóż, Kai został sam z Dyori. Nie miał siły na siedzenie tutaj, ale nie mógł pozwolić znowu uciec złodziejowi. Skoro to ktoś od Hogana, to nie odpuści. Może jednak tamta osoba zmądrzeje i nie podejmie się ryzyka. W końcu to spotkanie może się źle skończyć. Oby tylko Yassin nie zorientował się, że coś się dzieje, to najważniejsze. Inaczej może przeszkodzić, a tego mu nie trzeba. Pozostało mu tylko czekać, lecz nie przewidział tego, że osobą, która spróbuje swoich sił w porwaniu konia będzie jego własny ojciec. Kai patrzył z niedowierzaniem na mężczyznę. Lucius również wyglądał na zdziwionego.
- Czekaj. Co TY tutaj robisz?! - obaj jednocześnie zadali to samo pytanie.
    Lucius odchrząknął, odsuwając się od klaczy, która nie wyglądała na przestraszoną. Również ucieszyła się na widok mężczyzny.
- Chciałem ją zabrać w inne miejsce. Porozmawiałem z Hoganem, nie będzie żadnego ścinania głowy. - oznajmił tonem, który wskazywał, że nie ma mowy o żadnej dyskusji. - On sam wyciągnie konsekwencje. Nie jesteśmy od tego. Może i przesadziła, kradnąc konia tyle razy, ale nie zmienia to faktu, że nie będziesz decydował, czy kogoś zabijesz za coś takiego. Mogli tego konia przehandlować, ale Ya coś tam, nie wiem, jak mu było, odprowadzał konia do właściciela. Wystarczająco mocno jesteś umoczony w krwi. Nie potrzebujesz kolejnej na rękach. Fulwia zapłaci ci milion chronosów i będzie pracować w stajni przez pół roku. Jak coś odwali przez ten czas, to wtedy możemy pomyśleć o ścięciu jej głowy. Teraz musimy wykorzystać ją do własnych celów. Może być nawet Twoją własną dziw- - jednak Kai nie pozwolił mu dokończyć, patrząc na ojca wręcz wściekłym spojrzeniem. Mężczyzna podniósł ręce do góry. - Luther może ją wykorzystać, skoro Ty chcesz być wierny Thaoli. Róbcie z nią, co chcecie. Tylko tortury w miarę... łagodne. Ma wrócić w jednym kawałku do Hogana. - oznajmił, poklepując go po ramieniu. Zabrał Dyori ze sobą, więc Kai został sam.
    Usłyszał za sobą gwizdanie, charakterystyczne i należące do Yassina. Odwrócił się, spoglądając w kierunku nieproszonego towarzysza.
- Będzie ciekawie, skoro Fulwia będzie służyć synom najgorszego mafiozy. Nie sądziłem, że Lucius ma jakieś resztki człowieczeństwa. Pewnie Hogan go przekonał. Typ ma gadane. - stwierdził, opierając się o ściankę. - Będę chciał oglądać ten teatrzyk. Tylko z torturowaniem, to się może wstrzymajcie, co? Ona nie przeżyje tego, jak ktoś uszkodzi jej piękne ciało.
- Zobaczę. - mruknął, mijając Yemungo, ale został szybko przez niego zatrzymany.
- Nie pozbędziesz się mnie tak szybko. - oznajmił Yassin, na co Kai prychnął niezadowolony. - Przez pół roku będę patrzył, co robi tutaj moja, wspaniała, była żona. - zatarł ręce rozbawiony, a następnie klepnął Kaia w plecy, pośpieszając go, aby poszedł z nim do domu, gdzie czekała na nich kolacja. 

Yassin? c: 

1833 słów = 183 pkt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz