maja 08, 2024

Od Kaia CD Harveya

     Luther był osobą nieprzewidywalną, wyznającą własne zasady. Ciężko było go przekonać do zmiany zdania. Czasami zdarzało się, że działał na własną rękę, kiedy tak naprawdę nie powinien tego robić. Jednak w tym przypadku, to było najlepsze rozwiązanie. Mężczyzna idealnie działał, gdy nie miał większego planu działania. Pomijając fakt, że zwykle nie trzymał się tego, co ktoś mu zalecił. Woli robić po swojemu, a Kaiowi to przeszkadzało. Tym razem było inaczej. Ustalił z nim tylko jedno, czyli hasło odwoławcze, gdy zakończą swoje zlecenie. Właściwie, to wymyślili dźwięk w postaci długiego gwizdania. To oznaczało, że się wycofują i jest po wszystkim. Przetłumaczenie tego czarnowłosemu, aby faktycznie się posłuchał, no zajęło to młodszemu całą drogę na miejsce spotkania. Czy było to męczące? Owszem, gdyż ciągle słyszał, że on da radę pokonać tamtego typa, że nie ma mowy o porażce, że... dużo rzeczy wymieniać. Zmienił zdanie, jak Kai zaproponował, że kupi mu nową konsolę. Co prawda Luther sam mógłby to zrobić, ale zwykle miał wymówkę, aby tego nie robić. Zadziałało? Zadziałało. 
    Mieli informatorów na każdym kroku, więc jak można się domyślić, wśród ochroniarzy tamtej kobiety znajdował się jeden z nich. Doskonale byli o wszystkim poinformowani, plan znali, ale dialid miał przeczucie, że to tak proste nie będzie. Tamten mężczyzna, Harvey, na pewno sprawi im nie lada wyzwanie. Jednak to w interesie Luthera będzie, żeby go wykończyć. Trzeba sprawdzić ich najsilniejszą kartę przetargową, muszą wiedzieć, z kim mają do czynienia. Auto zostawili w samej Kaloi, a następnie z mocą Kaia przenieśli się na miejsce spotkania. To tam się rozdzielili, czarnowłosy oddalił się w głąb lasu, a różowowłosy schował się w okolicy. Kobieta miała zjawić się za piętnaście minut, więc pozostało mu tylko czekać. Jeśli zrobią tak, że przyjdzie ona z synem szefa, to mają łatwe pieniądze. A jeśli to Harvey przyjdzie, to może być znacznie ciężej. Kwestia kilku minut i o wszystkim się dowiedzą. 
    Luther krążył po lesie, szukając jakiejś rozrywki. Nikt jednak się nie pojawiał... przynajmniej do czasu. Kiedy jego oczom ukazały się trzy sylwetki, z czego jedna się oddaliła od swojej grupki, wtedy ciężko było mu się powstrzymać od atakowania. Nim jednak rzucił się na nieznajomego, postanowił użyć swojej mocy, aby ukraść mu broń, której nie schował. Łatwy kąsek, nieprawdaż? Jak można było się spodziewać, Luther nigdy nie grał czysto. Nadużywał mocy, a wszelkie rany na jego ciele są dla niego dumą i tylko bardziej go nakręcają do dalszej walki. Jego przeciwnik do najsłabszych nie należał, więc jeszcze bardziej adrenalina go pobudzała do dalszego działa. Jednak ochroniarz nie wiedział o mocach dialida. Wykorzystywał je na swoją korzyść, bawiąc się z nim w kotka i myszkę. Choć zdołał zebrać kilka ran, to nie pozostawał dłużny, również raniąc przeciwnika. Szybko się znudził tą żmudną szamotaniną. Dlatego stworzył kilkanaście iluzji swojej postaci, w które celował mężczyzna, samemu praktycznie nie ruszając się z miejsca. Nie chciał go tym zamęczyć, ale doskonale wiedział, że nie może dopuścić go do kobiety.
- Oczekiwałem trochę więcej. - stwierdził, ponownie pojawiając się przed ochroniarzem. Dzięki nawiązaniu kolejnego kontaktu wzrokowego pozbył się go na kolejny kilometr, tym samym oddalając go od celu. Roześmiany podążał przez las, w kierunku swojej nowej zabawki. Niespodziewanie został złapany przez drugiego ochroniarza, ale był na tyle słaby, że Luther wręcz się zirytował, odrzucając go na pobliskie drzewo. - Nie wtrącaj się, kundlu. - rzucił w kierunku jasnowłosego mężczyzny, który od uderzenia ledwo oddychał.
- On... ona... - zaczął, co tylko bardziej wkurzyło dialida. - Została... porwana. 
    Harvey niemalże od razu zignorował Luthera i swojego kolegę, udając się w kierunku miejsca spotkania, o ile w ogóle dobrze biegł. Dialid prychnął zirytowany, a na jego ustach pojawił się uśmiech zwiastujący pierwsze zwycięstwo. W końcu widział tamtego ochroniarza, więc stworzenie jego iluzji nie było trudne, a utrzymanie jej przez krótką chwilę także nie należało do trudnego zadania. Zwabienie go w pułapkę... no cóż, zaraz się przekona, czy na coś to się zdało. Wciąż nie słyszał gwizdania, więc zdecydował, że sprawdzi, co się dzieje, tym samym biegnąc za drugim mężczyzną. Kiedy oboje dotarli na miejsce, w różnym tempie, nikogo tam nie było. Zaklaskał rozbawiony, spoglądając w kierunku Harveya. Poświęcił kolegę na rzecz klientki, czyli do tego jest zdolny, warto wiedzieć. Kai wyszedł zza krzaków, trzymając kobietę za włosy. Jego rękawiczki były ubrudzone krwią, musiał coś zrobić z tamtym blondynem. Nie zabił go, przynajmniej nie teraz.
- Zostawcie mnie! - kobieta krzyczała i szamotała się, co tylko zirytowało młodego dialida, który mocniej szarpnął za jej włosy. Spojrzał na towarzystwo, ale jego wzrok zatrzymał się na ochroniarzu.
- Czyli jebać swoich, grunt, aby dopilnować głowy klientki? - mruknął. Niezbyt zaskoczony takim podejściem, spodziewał się czegoś takiego.
- Puśćcie mnie! Przecież oddałam pieniądze! - wciąż tkwiła przy swoim, licząc na jakąkolwiek łaskę. Doskonale zdawała sobie sprawę z warunków, na jakie przystała. Wywinięcie się z tego wcale takie łatwe nie będzie.
- Negocjujmy. - oznajmił Harvey. To nieco zaskoczyło mężczyzn. Pozwolili mu kontynuować. - Oddajcie mi ją, weźmiecie pieniądze i blondyna. 
    Kai prychnął rozbawiony, kręcąc w niedowierzaniu głową. Pociągnął za włosy klientki, spoglądając w jej przerażone oczy. Miałby pozbawić się takiej zabawki? W zamian za chłopaka, który niezbyt dobrze sobie radził z ochroną? Nonsens. To nie dla niego. Wolał to, co zaplanował. Zadanie nie brzmiało, aby oszczędzić jej głowę i zabić kogoś innego. Skoro i tak trafiła na czarną listę w Angels, to raczej ratunku dla niej nie było. Nieważne, czy zabiją ją synowie Luciusa, czy jakiś inny jego podwładny. Śmierć będzie na nią czyhała na każdym rogu. Nie będzie bezpieczna, a ochrona nic jej nie da, bo prędzej czy później dopadną ją. W nocy, w ciągu dnia, a może podczas zakupów? Oczy dookoła głowy, a chronienie kogoś takiego, kto i tak zostanie zabity, może wpłynąć na ambicję. Dla dialida nie było to opłacalne, za słaby biznes. Sam może i głowy nie straci, ale doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Luther będzie nienasycony i sprawi to tylko większy problem. Nie potrzebował czegoś takiego. Oblizał dolną wargę, a następnie ciężko westchnął, odrzucając kobietę na ziemię, po czym kopnął ją w brzuch.
- A wiedziałeś, chociaż, że jest w ciąży? - spytał, spoglądając na Harveya, który nie przejawiał żadnych większych emocji. - Z jednym z ochroniarzy, których zatrudniła. A jeden z nich, to członek Angels. I to z nim się przespała. - ponownie kopnął ją w brzuch. - Mówiła, że poroniła, ale kłamała. Zadeklarowała, że dziecka nie odda, mimo tego, że ciągle ćpa. - brał kolejny zamach, aby ją kopnąć, ale ochroniarz sam zareagował i złapał za nogę Kaia, odpychając go do tyłu. Kobieta próbowała się bronić, a szczególnie swój brzuch. Harvey przykucnął, aby wziąć kobietę na ręce. Kai nie potrafił stwierdzić, jakie emocje targały nieznajomym. Jego twarz nic nie wyrażała, pod tym względem byli do siebie podobni. Zachowywali się niczym maszyny. Nie pozwalali, aby emocje brały nad nimi górę.
- Niezbyt mnie to obchodzi. - skwitował, spoglądając w kierunku kobiety. - Ja zakończyłem negocjacje.
    Nie zdołał nic więcej powiedzieć, a ten dość szybko zniknął z ich oczu. Oboje popatrzyli po sobie, kręcąc w niedowierzaniu głową. Kasę mieli i jakiegoś zakładnika. Może szef biura zareaguje na to, że jego syn może stracić głowę. Spróbować mogą, nieprawdaż? Nic straconego. Kai przeciągnął się, a następnie podszedł do nieprzytomnego chłopaka. Był młody, tak mu się wydawało. Następnie zerknął w kierunku Luthera, który miał skrzyżowane ręce na wysokości klatki piersiowej. Jego mina wskazywała, że nie był zadowolony z tej negocjacji. Zapewne chciał czegoś więcej. Nadal mają problem, więc przez najbliższe dni będą trwały inne negocjacje. Może obetną mu palce i wyślą do biura? A może od razu stopę odetną albo dłoń? Jeszcze nie wiedzą, ale to ich najmniejsze zmartwienie. Bardziej muszą zastanowić się, jak złapać kobietę i ją zabić, bo tego tak nie zostawią. 


***

    Od tamtego feralnego dnia minęło pięć dni. Luther nie był zadowolony ze zdobyczy, którą mieli torturować. Biuro wiedziało już o tym, co się wydarzyło, a reakcja była taka, że nie chcieli oddać kobiety. Takie dostali informacje, a ile z nich było prawdziwych? Nie wiedzieli, może już działali, ale chwilowo była cisza. Liam, bo tak miał na imię ich zakładnik, ciągle prosił o łaskę, o wypuszczenie. Nawet zaproponował, że pomoże im zabić tamtą klientkę. Nie wierzyli mu w to, ale dawali mu złudną nadzieję, że go wypuszczą. Lubili się bawić ludzkimi uczuciami, szczególnie w takich chwilach. Ciało mężczyzny było w jednym kawałku, był jedynie bity, czasami nacinali skórę i pobierali krew do probówek. Nie była ona najlepsza, ale zawsze to coś do jedzenia, prawda? Harveya nie widzieli, tamtej kobiety też nie. Jednak nie zmienia to faktu, że wokół jej domu krążyli różni członkowie Angels. Leora i Victor sprawdzali wszystko z góry, w końcu latali, więc na coś się mogli przydać, tak? Wydawało się, że ci, których szukają, najzwyczajniej w świecie rozpłynęli się w powietrzu, co było niemożliwe. Musieli się gdzieś ukryć. 
    Kai, znudzony już torturami Liama, zdecydował się udać do Thayaru. Podobno Harvey mieszkał w Kaloi, bo takie informacje wyciągnęli z zakładnika. Adresu co prawda nie podał, ale nie jest to duże miasto, więc może coś się uda. Nie tracąc ani chwili, przeniósł się do wcześniej wspomnianego miasta za pomocą swojej mocy, udając się na mały spacer po okolicy. Mafia Huckleberry dobrze sobie tutaj żyła. Mieli neutralne stosunki z Angels, czasami wykonywali jakieś drobne zlecenia dla nich, ale było to bardzo rzadkie. Nie pamiętał za bardzo głowy tejże mafii, ale kilku podwładnych już tak. Trafił na jednego z nich, imienia też nie pamiętał, bardziej ksywkę, a dokładniej Lock. Czemu tak? Nie wiedział, ale przynajmniej mógł polegać na informacjach. Dobrze się sprawdzał pod tym względem. Trafił na mężczyznę, który wyglądał na zaskoczonego obecnością Kaia w Kaloi. 
- O, kupę lat! - rzucił, machając ręką w kierunku dialida, który mu odmachał, podchodząc bliżej. Lock był w towarzystwie kilku innych osób. Spoglądając na lokal, przed którym siedzieli, zwykła kawiarnia. - Co Cię sprowadza? - zapytał, zarzucając ramię na szyję kompana, aby zaciągnąć go do stolika, przedstawiając całemu towarzystwu. Dwie kobiety i trzech facetów. Nie zapamiętał, jak mieli na imię, ale to mało istotne. 
- Szukam niejakiego Harveya. - oznajmił, nie bawiąc się w kotka i myszkę. Towarzystwo wręcz zamarło na wspomniane imię. Nieco to go zdziwiło, nie wiedział, kim był w przeszłości, ale najwyraźniej jest tutaj znany wśród mafii, czyli nie był to dobry znak. Może być problematyczny. Już wtedy był, a co dopiero teraz.
- Ah. On... no, mieszka tutaj kilku takich. - stwierdził Lock, nerwowo rozglądając się na boki. Następnie zmniejszył dystans między nim a Kaiem. - Zaszedł Ci za skórę? - wyszeptał.
- Powiedzmy. - odparł krótko, na co jego towarzysz westchnął. 
- Zwykle można go spotkać dwie ulice dalej, tylko radzę uważać. Jest zazwyczaj sam, ale ostatnio dziwnie się zachowuje. Znaczy. Sam w sobie jest dziwny, ale teraz jeszcze bardziej. 
    Podziękował za garstkę informacji. Nie chcąc tracić ani chwili, niemalże od razu ruszył we wskazanym kierunku. Rzadko chodził między tymi uliczkami, więc nie mógł użyć swojej mocy. Dzięki temu trochę nadrobi, same plusy. Wychodząc zza zakrętu, niemalże od razu jego oczom rzuciła się znana sylwetka. Przyśpieszył kroku, aby złapać Harveya, który, niestety, uniknął go, niemalże od razu próbując zaatakować swojego przeciwnika. Kaiowi udało się uciec od jego ciosu, na co odetchnął. Odchrząknął, spoglądając w kierunku mężczyzny. 
- Już, nie przyszedłem Ci głowy ściąć, uspokój się. - powiedział, ale ten go nie słuchał, tylko zachował jeszcze większy dystans, w prawej dłoni trzymając nóż. Nikogo nie było w okolicy, więc tyle dobrego. - Czemu wybrałeś klientkę, a nie syna szefa? Nie wylali Cię jeszcze za coś takiego? 
- Co Cię to interesuje? - odpowiedział pytaniem na pytanie. 
- Jestem ciekaw, czemu wybrałeś głupią babę ponad swojego współpracownika. - stwierdził, wzruszając cierpko ramionami.
- Nie bądź taki ciekawski. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. - ponownie go zbył. 
- Nie chcesz rozmawiać, to nie. Jednak chcę zaznaczyć, że babka niedługo straci głowę. Nie wiem, czy dalej ją chronisz, ale taka, powiedzmy, przyjacielska informacja. Liam niedługo też umrze, więc będą dwie pieczenie na jednym ogniu. Co z tym zrobisz? Niezbyt mnie to interesuje. Zawsze możesz zdanie zmienić i porozmawiać i faktycznie negocjować. Niczego nie obiecuję, ale...
- Nie interesuje mnie to. - Harvey wyglądał na chętnego na dalszą konwersację, więc Kai zdecydował się odpuścić, podnosząc ręce w geście kapitulacji. - A jej nie znajdziecie. - dopowiedział, co przykuło uwagę dialida.
- Niby czemu? Myślisz, że jesteśmy słabi? Prędzej czy później mysz wyjdzie z dziury. Możemy się dogadać, ale to już Twój biznes, nie mój, Harvey. 

Harvey? 

2002 słów = 200 pkt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz