kwietnia 19, 2024

Od Verosity CD Sabara

Cała kolacja przebiegała naprawdę… interesująco. Tym bardziej intrygował mnie fach, jakim trudnił się Bermejo. Przyznam, złapała mnie wtedy lekka refleksja, czy aby na pewno chcę wchodzić w transakcję z osobami, które z legalnym interesem raczej nie mają zbyt wiele wspólnego i średnio znają to pojęcie, ale może było to tylko moje głupie przekonanie. Nie lubiłam komplikacji w pracy, tracić bez sensu nerwów, ale w tym przypadku może faktycznie miało to sens. Chociażby ze względu na wartość… sentymentalną, o ile można to tak nazwać. Skonsultuję to potem jeszcze z Marcy, znając ją pewnie i ona zacznie mieć wątpliwości, nie lubi się babrać z takimi rzeczami jeszcze bardziej niż ja. No, ale jak to mówią, kto w życiu nie ryzykuje, ten nie pije szampana. A tutaj myślę, że zdecydowanie byłoby co opijać.

Wróciłam myślami do miejsca, w którym się znajdowałam. Sabar należał do tych bardziej ekscentrycznych osób, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie, ale zdecydowanie nie był zaznajomiony z etykietą obowiązującą w miejscach, które uczęszczają raczej osoby z wyższych sfer, aniżeli przeciętny obywatel. Skrzętnie starał się to ukryć, widziałam jak próbuje naśladować moje ruchy przy posiłku. Mimo wszystko, dałabym mu punkt za starania. Jednak jego propozycja o “rabacie”, naprawdę mnie rozbawiła. Nie mogłam powstrzymać się, żeby na chwilę nie parsknąć śmiechem.

- Panie Bermejo, doceniam pańską ofertę, ale, z całym szacunkiem… Jestem w stanie zapłacić odpowiednią cenę za obraz, w zależności od jego stanu - uśmiechnęłam się delikatnie, na co młody mężczyzna chyba lekko się zaczerwienił bo po chwili odchrząknął, odwracając głowę w bok aby ukryć zarumienione policzki. - Proszę także wybaczyć moją niegrzeczność dotyczącą podkreślania pytania o stan obrazu. Uznajmy, że jestem ostrożna z wydawaniem jednak sporych sum pieniędzy - dodałam, biorąc pierwszy kęs do ust.

- Tak, jasne, to zrozumiałe - powiedział szybko, skupiając się szybko na jedzeniu.

- Skoro dzielą nas teraz poniekąd wspólne interesy, myślę, że możemy mówić sobie po imieniu - rzuciłam luźno, kosztując kolejny kawałek.

Resztę spotkania spędziliśmy na ustalaniu daty następnego spotkania. Musiałam zadzwonić jeszcze do Marcy, aby zerknęła w mój kalendarz spotkań, czy aby na pewno nagły wyjazd do Lucade nie przysporzy mi kłopotów. Na szczęście nie miałam w planach żadnych ważnych spotkań na tamten moment, więc zaproponowałam że mogłabym przyjechać za tydzień, na co Sabar przystał bez żadnych większych ogródek. Mimo wszystko miałam jeszcze parę formalności, papierkowej roboty do załatwienia w związku z prowadzeniem galerii. Kiedy wszystko zostało dopięte, każde z nas rozeszło się w swoją stronę. Pokryłam rachunek ze swojej karty, niestety lub stety, ale chociaż na pożegnanie Sabar pożegnał się jak trzeba, sam wyciągając rękę pierwszy i tym razem całując wierzch mojej dłoni. Kiedy wróciłam do swojego apartamentu, ponownie zadzwoniłam do Marcy. Potrzebowałam szerszej perspektywy na to wszystko. Nie była zbyt zadowolona, słychać to było wyraźnie, ale nie była w stanie nic z tym zrobić, po prostu radziła mi na siebie uważać kiedy znajdę się już w Lucade.

Tydzień minął w mgnieniu oka. Zanim znalazłam się w miejscu docelowym, odwiedziłam wcześniej rodzinną Marinę i zabrałam stamtąd jednego z lepszych znawców sztuki, osobiście mojego dobrego znajomego, Friedericka. Był to całkiem wysoki mężczyzna o długich, ciemnych prostych włosach z przedziałkiem po środku. Urodę miał nienaganną, jak na Lluxa przystało. Nie mówiłam mu dokąd go zabieram, ale chyba wiedział co się święci, kiedy zaprowadziłam go do portu w Lucade i ewidentnie on również nie był z tego faktu zadowolony.

- Vera… Jesteś pewna? Wiesz na jaką minę możesz się wpakować? Jakby nie patrzeć, to mafia, a z takimi interesy są dosyć ryzykowne - zwrócił mi uwagę, patrząc na mnie z rękami skrzyżowanymi na piersi.

- Tak, wiem. Może i jestem zbyt wielką optymistką w tym przypadku, ale, cholera, zależy mi na tym obrazie. Jakkolwiek głupio to nie zabrzmi, zostałam zapewniona o jego autentyczności, ale potrzebuję drugiej fachowej pary oczu - odparłam, ożywiając wężowy naszyjnik z szyi, który zaczął wić mi się po dłoniach i przedramionach. - Poza tym, spokojnie, mimo że należę raczej do pacyfistów, to tanio skóry nie sprzedam i to raczej oni powinni obawiać się, kogo wpuszczają w swoje progi także zapewniam mój drogi, że nie masz czego się bać przy moim boku - dodałam nieco chłodniejszym tonem.

- Obyś się nie przeliczyła… - westchnął, a na horyzoncie zamigała mi już znajoma sylwetka.

Nie minęło zbyt dużo czasu, a przy nas stał już Sabar. Przywróciłam naszyjnik na swoje miejsce w pierwotnej postaci, uważnie patrząc na młodego mężczyznę spod przymrużonych powiek. Uśmiechnęłam się delikatnie wyciągając w jego stronę dłoń.

- Witaj Sabar, mamy dzisiaj dobrą pogodę, dobry dzień na interesy. To mój zaufany znawca sztuki, Friederick Rivvs. Ręczę za jego wiedzę i doświadczenie jeśli chodzi o wycenę sztuki z wyższej półki. Friederick, to jest Sabar Bermejo. Mówiłam ci o nim na naszym pierwszym spotkaniu w Marinie - przedstawiłam sobie mężczyzn, a Friederick szybko wyciągnął dłoń w stronę Sabara na przywitanie. - A więc? Nie owijajmy dłużej w bawełnę i prowadź proszę do obrazu. Przyznam szczerze, że nie mogę się już doczekać, aż zobaczę go na żywo - dodałam, patrząc na Sabara z delikatnie uniesionymi brwiami.


Sabar?



811 słów = 81 pkt 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz